niedziela, 29 maja 2016

Rozdział VIII

-Wybacz za wcześniejsze zachowanie Willa. Jest dzisiaj nie w humorze. - Emma odwróciła się i spojrzała na blondyna, który uśmiechał się do niej przepraszająco. Dał jej czas na przywitanie się z Jimem i Mary, za co była mu ogromnie wdzięczna. Ludzie w opaskach krążący po sali rzucali jej wrogie spojrzenia, a ona zdawała sobie sprawę, że nie powinna tu być. Najwyraźniej każdy miał przydzielony jakiś sektor, a ona naruszyła zasady, opuszczając swój. Blondyn jednak uspokajał przechodzących ludzi miłymi uwagami, lub uśmiechami, a oni wtedy pomrukiwali coś niewyraźnie  i dawali im spokój. Emma patrzyła na to z wdzięcznością, zastanawiając się, jaką blondyn pełni tu rolę.
Wstała, upewniwszy się, że Jim i Mary są pogrążeni we śnie, po czym lekko się chwiejąc, podeszła do chłopaka. 
-Odniosłam wrażenie, że on zawsze jest nie w humorze. - odparła, a blondyn zaśmiał się przyjaźnie, po czym obejrzał się przez ramię na drzwi którymi wyszedł ciemnowłosy chłopak - Will, jeśli Emma dobrze pamiętała.
-Chyba masz rację. Ale da się do tego przyzwyczaić. - znów na nią spojrzał i zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów, a ona z całych sił powstrzymywała się, by nie paść z wyczerpania. Była naprawdę zmęczona i szczerze marzyła o odpoczynku, ale nie mogła sobie jeszcze na niego pozwolić. Blondyn już się nie uśmiechał i przez dłuższą chwilę się jej przyglądał, po czym westchnął i pokręcił głową.
-Nie powinnaś się tak przemęczać. Nikomu jeszcze nie zaszkodził mały odpoczynek. - rzucił, a ona tylko odwróciła wzrok. Z tego chłopaka emanowała dobroć i choć była to dobra cecha, Emma pomyślała przelotnie, że pewnego dnia przez nią zginie. 
-Chciałabym najpierw z tobą porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko. - powiedziała, a on znów westchnął, przejeżdżając ręką po twarzy, po czym spojrzał na nią przez palce. 
-Uparta jesteś, co? - zdjął rękę z twarzy i wyciągnął w jej stronę. - Niech ci będzie. Tak przy okazji jestem Luke. 
-Emma. - uścisnęła jego rękę, a on uśmiechnął się i wskazał na drzwi, którymi wyszedł wcześniej Will. - Może wyjdziemy na zewnątrz? Tutaj czuję się trochę osaczony. 
Emma rozejrzała się i spostrzegła, że wiele osób się im przygląda. Spojrzała przez ramię na Jima i Mary, bijąc się z myślami. Luke jakby czytając w myślach położył jej dłoń na ramieniu, więc niechętnie przeniosła na niego wzrok.
-Nic im się tu nie stanie. Puki co śpią, a my za chwilę wrócimy. - powiedział uspokajająco, a ona jeszcze przez chwilę się wahała, po czym kiwnęła niepewnie głową. Musiała go wypytać o kilka rzeczy. Porozmawiają i zaraz wróci do dzieci, zapewniła samą siebie. 
Wyszła za Lukiem z sali odprowadzana zaciekawionymi lub niechętnymi spojrzeniami. Przeszli przez hol i wyszli na plac skąpany w mroku nocy. Tylko kilka latarek czołówek i księżyc w pełni rozświetlał ciemność panującą na zewnątrz. Podczas jej nieobecności, z placu zniknęła część rannych osób. Ludzie w opaskach krążyli między martwymi ciałami przykrytymi prześcieradłami, lub opatrywali pozostałych rannych. Emma wypatrzyła wśród medyków Willa, który pochylał się nad leżącą nieruchomo dziewczyną. Marszczył w skupieniu brwi, uciskając ranę na brzuchu rannej, ale najwyraźniej rana była zbyt poważna, bo odwrócił się i zawołał innego medyka, który przybiegł natychmiast i uklęknął po drugiej stronie dziewczyny, zasłaniając Emmie widok.
-Mają strasznie dużo roboty. - głos Luke'a wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na niego i zobaczyła, że też patrzy na Willa, a na jego twarzy maluje się troska i zmartwienie. Przeniósł na nią swój wzrok i uśmiechnął się pokrzepiająco. 
-Co się stało z pozostałymi rannymi? - zapytała, a on znów spojrzał na ciągnące się przed nimi szeregi nieruchomych ciał nieodgadnionym wzrokiem. 
-Otrzymali pomoc medyczną, więc zapewne zostali odprawieni. - odparł, a Emma poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Spojrzała z niedowierzaniem na Luke'a, który obserwował jej reakcję kątem oka. 
-Przegoniliście ich? Przecież na ulicach roi się od Pożeraczy! - krzyknęła, a przechodzący najbliżej ludzie w opaskach syknęli na nią uciszająco. Luke uśmiechnął się do niech przepraszająco, wyjaśniając, że to stres tak na nią działa, a Emma w tym czasie starała się uspokoić. Kątem oka widziała, że Will także podnosi na nich wzrok i nawet stąd czuła jego nienawistne spojrzenie. 
Luke odwrócił się znów do niej, a widząc jej wściekłą minę sapnął i podrapał się po głowie.
-Słuchaj, w ogóle nie wątpię w twoje zdolności słuchania w ciszy i spokoju, ale jednak byłbym wdzięczny gdybyś nie wzbudzała zbytniego zainteresowania swoją osobą. - mruknął, a ona zacisnęła pięści i spuściła wzrok. Wiedziała, że musi się uspokoić. Luke odchylił głowę do tyłu i odetchnął głęboko, jakby także starał się uspokoić, pomimo tego, że nie wyglądał jakby wybuch Emmy jakoś szczególnie go zirytował. 
-Jesteś naprawdę kłopotliwą dziewczyną. - rzucił i znów na nią spojrzał, uśmiechając się lekko. Emma skrzyżowała ręce na piersi, ale nie odpowiedziała. - Ale mimo wszystko wydajesz się być dobrą osobą i nie dziwię się twojemu wybuchowi złości. - spojrzała  na niego zaskoczona, a on rozejrzał się po placu, marszcząc brwi. - Mnie także nie podoba się to, co Rada każe nam robić z nowo przybyłymi ludźmi. Od jakiegoś miesiąca nie przyjmujemy już cywilów do Bezpiecznej Strefy. 
-Ale dlaczego? Przecież po to powstała, prawda? Żeby dawać schronienie ocalałym. - powiedziała Emma, a on rzucił jej pobłażliwe spojrzenie. 
-Taki był zamiar. Ale tylko pomyśl. Codziennie do Strefy napływają nowi cywile. Jedynka powstała jakieś trzy lata temu i od tamtego czasu codziennie przyjmowała po kilkadziesiąt osób tygodniowo. Nie ważne jakie mielibyśmy chęci, brakuje miejsca, żywności i ochrony. Dlatego miesiąc temu zabroniono wpuszczania cywilów, a w Jedynce wszczęto selekcję. - zamilknął, aby wziąć oddech, podczas gdy Emma wbijała w niego niedowierzające spojrzenie. 
-Selekcję? - powtórzyła, a on kiwnął głową. 
-Wyrzucają niepotrzebnych ludzi, aby ograniczyć żywność i przestrzeń. Teraz  nie ma tam bezpiecznego miejsca dla bezbronnych i bezużytecznych cywilów. Każdy kto chce zostać, musi jakoś przysłużyć się Strefie. - powiedział z niechęcią. Emma słuchała go z uwagą łapiąc każde słowo i czując jak ręce zaczynają jej drżeć. 
-To okropne. - szepnęła, a on spojrzał na nią z ukosa. Krucha dziewczyna, która stała przed nim, sprawiała wrażenie, jakby miała upaść pod najsłabszym podmuchem wiatru. A jednak z jej oczu biła niewyobrażalna determinacja i siła i  Luke patrząc na nią pomyślał, że w przyszłości jej istnienie albo przyniesie wszystkim chwałę i zbawienie, albo zniszczenie i śmierć. Potrząsnął głową, wyrzucając z siebie te dziwne myśli.
Jednak oprócz tego, w jej oczach czaiła się także jakaś zadziorna iskra, jakby dziewczyna tylko czekała na okazję do spowodowania zamieszania. Może tylko mu się wydawało, ale miał wrażenie, że znajomość z nią przyniesie wiele kłopotów. 
-A ty? - zagadnął przerywając ciszę, a Emma drgnęła, jak wyrwana z transu. Spojrzała na niego pytająco. - Co tu tak właściwie robisz? 
Zawahała się, przenosząc wzrok na strzeżone przez pięciu strażników wejście do Bezpiecznej Strefy. Teraz raczej nie było sensu mówić mu po co tu przyszła. Tłukła się taki kawał drogi na darmo, a sama myśl o tym powodowała, że Emma miała ochotę krzyczeć na całe gardło. Przejechała ręką po włosach, zaciskając usta.
-To, co wszyscy pozostali. Chciałam dostać się do Jedynki. - rzuciła mimo wszystko. Nie było sensu tego zatajać. Luke spojrzał na nią w zamyśleniu. 
-Był jakiś szczególny powód? - drążył, a ona westchnęła, ogarniając wzrokiem wszystkich rannych i ludzi w opaskach, krążących po placu. Dlaczego przybyła? Chciała uciec od śmierci Rose. Po drodze spotkała Jima i Mary, a oni stali się kolejnym powodem. Chciała im zapewnić bezpieczeństwo. Chciała też znaleźć tu jakieś zajęcie, które pozwoliłoby jej się oderwać od przeszłości. 
-Było wiele powodów. - odparła zgodnie z prawdą. Chłopak przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, a ona miała wrażenie, że ocenia ją i jej wypowiedzi. Przez chwilę milczeli, a ona czuła, jak cisza przytłacza ją, niczym głaz. Było coś w spojrzeniu Luke'a, co ją niepokoiło. Może i z początku był milutkim, uśmiechniętym chłopcem, ale teraz czuła jak jego wzrok przewierca ją na wskroś. Było w tym coś, co sprawiło, że pomyślała o Willu i zdumiała się, jak ten chłodny wzrok przypomina ten czarnowłosego. 
-A może zaciągnęłabyś się do tutejszej armii? - zapytał nagle, na powrót stając się uśmiechniętym Lukiem. Mrugnęła zaskoczona, podczas gdy on kiwnął głową na przechodzących obok nich ludzi w opaskach. - Te kurtki z opaskami to znak rozpoznawczy Upadłych. 
-Upadłych? - powtórzyła, mimowolnie zaintrygowana. Luke kiwnął głową i uśmiechnął się.
-Ludzie z Jedynki zaczęli tak na nas mówić. Upadli od upadłych aniołów. Według mnie to trochę głupie, porównywać ludzi, którzy są słabi i nieobliczalni do istot potężnych i wiecznych, ale cóż, tak już się przyjęło. - wyjaśnił.
-Nigdy o was nie słyszałam. - przyznała, patrząc na opaskę na lewym ramieniu kurtki Luke'a. Z bliska przekonała się, że to rzeczywiście skrzydła. Białe skrzydła, rozpostarte w locie. Chociaż raczej przypominały ptaki, niż anioły, Emma pomyślała, że w jakiś sposób nazwanie armii Upadłymi Aniołami pasuje idealnie.
-Może dlatego, że ta nazwa skupia się głównie na terenach bliższych Stref. Jeśli pochodzisz z dalszej, to całkiem możliwe, że słyszałaś o nas, ale pod inną nazwą. Ludzie różnie o nas mówią. - uśmiechnął się, a ona przekrzywiła głowę, zastanawiając się nad jego słowami. Przesiadując w sklepie Jacka, często słyszała o armii Podziemnych, ale były to tylko urywki i ludzie zbytnio się o nich nie rozpowiadali. Może sami nie wiedzieli, albo nie chcieli niczego rozpowiadać. 
-Gdybym dołączyła, znalazłoby się miejsce w Strefie? - zapytała, a w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. Mimo wszystko podejrzewała, że Luke wiedział, iż Emma przystanie na jego propozycję. 
-Jak już mówiłem, do Strefy przyjmują tylko tych, którzy mogą dać im coś w zamian. Służba w armii jest jedną z tych rzeczy. - powiedział, a ona poczuła przypływ nadziei.
-A Jim i Mary? - zapytała, a on zamyślił się. 
-Wydaje mi się, że damy radę coś z nimi zrobić. - odparł, a pod Emmą z ulgi prawie ugięły się kolana. Miała ochotę rzucić się na Luke'a i przytulić go z całej siły, by pokazać mu swoją wdzięczność.
Chłopak westchnął przeciągle.
- Jednak ten chłopiec, Jim, będzie musiał zaciągnąć się do pracy w Strefie. Dziewczynka jest za mała, ale on już może pracować, więc najprawdopodobniej zostanie gdzieś przydzielony.
Widząc minę Emmy, zaśmiał się i uniósł ręce w uspokajającym geście.
-Nie martw się. Nie chodzi mi o przystąpienie do armii. Myślę raczej o pracy w podziemnych składach żywności. To ciężka praca, ale zawsze lepsza niż walka z Arinami. - rzucił, a Emma znów poczuła ulgę. Z tym Jim sobie poradzi. Może był uparty i wkurzający, ale na pewno nie pozwalający innym pracować za siebie. Coś innego natomiast zainteresowało Emmę w wypowiedzi Luke'a.
-Arinami? - zagadnęła, a on spojrzał na nią z zaskoczeniem. Po chwili jednak uśmiechnął się ze zrozumieniem.
-No tak. Wcześniej też zdziwiło mnie, że nazwałaś ich Pożeraczami. To trafna nazwa, jakby się nad tym zastanowić, ale tutaj nazywamy ich Arinami. - Emma przywołała w myślach obraz Pożeraczy i stwierdziła, że Arini to zbyt łagodna nazwa dla takich potworów. Nie zamierzała jednak kłócić się o takie drobnostki. 
Rozejrzała się po pobojowisku. Coraz więcej uleczonych ludzi wstawało o własnych siłach i po wymianie zdań z żołnierzami, odwracało się i odchodziło. Emma patrzyła na ich niedowierzające miny ze zrozumieniem. Wiedziała jak to jest iść tak długo tylko po to, by później zostać brutalnie odesłanym z powrotem. Też by przez to teraz przechodziła. Szłaby razem z tymi ludźmi, pełna rezygnacji i strachu. Jednak miała szansę ochronić Jima i Mary. Miała szansę zostać.
Odwróciła się twarzą do Luke'a, który tak jak ona wcześniej patrzył na grupę odchodzących ludzi.
-Chciałabym dołączyć do armii. - oświadczyła, patrząc na niego pewnie, a on przeniósł na nią spojrzenie swoich niebieskich oczu i uśmiechnął się szeroko. 
-Podoba mi się to spojrzenie. A teraz chodź ze mną. Musimy jakoś przemycić cię do Bezpiecznej Strefy. 


* * *


Gdy sytuacja na placu już całkowicie się uspokoiła, a ostatni opatrzeni cywile odeszli, połowa ludzi w opaskach zaczęła schodzić się pod wejście do Jedynki. Druga połowa podzieliła się na kilka jednostek, z czego każda była odpowiedzialna za coś innego. Kilka osób oddzieliło się od reszty i ruszyło w stronę bocznych uliczek, zapewne na obchód. Kilku zbiło się w grupę i zaczęło dyskutować o czymś, co chwilę wskazując na martwe ciała ciągle zajmujące ponad połowę placu. Emma nie chciała wiedzieć, co zamierzali z nimi zrobić.
Stała trochę z boku, trzymając za rękę Mary. Jim stał obok niej i rozglądał się wokoło, ale nie odzywał się szczególnie dużo. Musiał mieć naprawdę dość wrażeń na dzisiaj. Luke stał obok nich, najwyraźniej na kogoś czekając. Powiedział wcześniej Emmie, że trudno dostać się do Strefy, nawet jeśli chce się dostać do armii. Zapewnił też że sam wszystkim się zajmie, a ona przystała na to bez sprzeciwów. Luke najwyraźniej znał tutaj wszystkich żołnierzy i medyków, a sądząc po zachowaniu mijających ich ludzi, był wśród nich lubiany. Trudno się dziwić, pomyślała Emma.
Przeniosła wzrok na ludzi w opaskach, którzy pojedynczo lub dwójkami schodzili po schodach prowadzących do Strefy. Z tego co widziała, strażnicy stojący przy wejściu nie wymagali jakiejś specjalnej przepustki, tylko zerkali na twarze wchodzących i tylko czasami zatrzymywali kogoś, by o coś zapytać i po chwili wpuszczali dalej. Najwyraźniej wszyscy wojskowi się tu znali.
Jej wzrok spoczął na znajomej twarzy, wysokiego chłopaka, który szedł samotnie wśród tłumu i wydawał się całkowicie ignorować wszystkich wokoło. Ręce miał w kieszeniach spodni, a w ustach lizaka. Kucyk na jego głowie podskakiwał z każdym krokiem. Parę pojedynczych kosmyków uwolniło się i opadało mu teraz na twarz. Kilka osób rzucało mu nieprzyjemne spojrzenia, ale gdy tylko jego szare oczy zatrzymywały się na którejś z tych osób, nagle spuszczali wzrok i czym prędzej umykali. Ciemnowłosy westchnął ze śmiertelnie znudzoną miną, po czym jakby wyczuł na sobie wzrok Emmy, jego spojrzenie skierowało się w jej stronę. Nie zatrzymał się, tylko szedł dalej, wbijając w nią wzrok. Poznał ją prawie na pewno, ale najwyraźniej w ogóle go nie zainteresowała, bo tylko prześlizgnął się po niej wzrokiem i znów wbił znudzony wzrok w tłum.
Emma poczuła rozdrażnienie, ale nie miała czasu by zwyzywać w myślach irytujące zachowanie szarookiego, bo w tej chwili zobaczyła Willa, który szedł w ich stronę. Najpierw na jego twarzy widziała zmęczenie, gdy szedł, rozcierając sobie kark, ale gdy tylko jego wzrok spoczął na niej, w oczy wstąpił mu znajomy gniewny błysk. Jak miło, pomyślała rozdrażniona.
-Co ona tu robi? - zapytał Luke'a, tak, jakby jej tu nie było. Zacisnęła pięść, po raz kolejny zastanawiając się, co takiego musiała mu zrobić, żeby tak nie tolerował jej obecności. Luke westchnął, jakby spodziewał się, że właśnie tak to się skończy.
-Jak widzisz, czeka na wejście do Strefy. - odparł, a Emma niemal widziała żyły pulsujące na czole Willa. Odetchnął głęboko i wbił w Luke'a miażdżący wzrok.
-Wiesz, że to niemożliwe. Nie przyjmujemy bezużytecznych nieudaczników. - rzucił Emmie spojrzenie mówiące dobitnie, że właśnie do tej kategorii się zalicza. Już miała mu coś odpyskować, ale Luke położył jej dłoń na ramieniu, więc zamilkła.
-Zaproponowałem jej wstąpienie do Upadłych. - powiedział Luke, a Will spojrzał na niego z niedowierzaniem.
-Chyba sobie żartujesz. - odparł, patrząc to na Emmę, to na Luke'a. Kolejka przed nimi zmniejszyła się i już tylko kilka osób czekało na wejście do Strefy. Chłopak w kucyku właśnie znikał w podziemnym tunelu, a strażnicy patrzyli na nich z coraz większym zainteresowaniem, co niezbyt podobało się Emmie.
-Mówię śmiertelnie poważnie, ale potrzebuję twojej pomocy, by przekonać strażników, że jest z nami. - to zdanie Luke powiedział na jednym wydechu, jakby chciał mieć je już z głowy. Emma zrozumiała dlaczego, gdy zobaczyła pełną chęci mordu minę Willa.
-Nie. Mówisz. Poważnie. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, jakby całą siłą woli powstrzymywał się od wybuchu. Luke wbijał w niego nieustępliwy wzrok, podczas gdy Emma bała się choćby mrugnąć.
Mierzyli się spojrzeniami przez dłuższą chwilę, po czym nagle Will warknął coś pod nosem i odwrócił się od nich, ruszając w stronę wejścia do Strefy. Luke odwrócił się do niej z uśmiechem.
-No, najgorszą część mamy z głowy. A teraz chodźcie. - podążył za Willem, który był już przy strażnikach i coś im tłumaczył, wskazując na Emmę i dzieci. Najstarszy z nich, mogący mieć z czterdzieści lat spojrzał na dziewczynę, gdy podchodziła wraz z Lukiem i dziećmi.
-...proszę więc przymknąć na to oko. - mówił Will, gdy podeszli na tyle blisko by usłyszeć ich rozmowę. Strażnik przeniósł wzrok na Luke'a, który uśmiechnął się czarująco.
-Co to ma być, Price? Nabór kadetów do armii już się skończył. Nie mamy miejsca, przecież wiesz. - rzucił, patrząc na Luke'a podejrzliwie. - Jeśli dziewczyna chce się zaciągnąć, niech zgłosi się do jednostki strażniczej w swojej strefie.
Emma nie miała pojęcia, czy w jej Strefie jest jakaś jednostka strażnicza, ale była prawie na sto procent pewna, że nie ma czegoś takiego. Nie miała czasu jednak się nad tym rozwodzić, bo Luke westchnął konspiracyjnie, patrząc na strażników i delikatnie ściskając jej ramię, na którym ciągle trzymał dłoń.
-Może i tak, ale im więcej utalentowanych żołnierzy tym więcej uratowanych ludzi, prawda? To chyba pana słowa, kapitanie. - odparł z uśmiechem, a Emma zobaczyła, jak Will przewraca oczami.
Kapitan spojrzał na Emmę sceptycznie, jakby szczerze wątpił w jej talent.
-Ręczę za nią, kapitanie. - dodał Luke, a mężczyzna wbił w niego nieustępliwy wzrok. Po chwili jednak westchnął i spojrzał na Jima i Mary.
-A te bachory? - Emma zjeżyła się słysząc jego ton, ale nim zdążyła powiedzieć coś za co na pewno wygoniono by ją z kwitkiem, poczuła na drugim ramieniu żelazny uścisk Willa. Spojrzała na niego rozwścieczona, ale on tylko rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie i znów skupił się na strażnikach.
-Sieroty wojenne. Są z dziewczyną. - rzucił Luke, a drugi strażnik, mogący mieć dwadzieścia parę lat zmarszczył brwi.
-Dzieciaki są nam niepotrzebne. Nie mamy żywności by wykarmić każde zbłąkane dziecko. - Tylko żelazny uścisk Willa powstrzymywał Emmę od rzucenia się im do gardeł. Czuła jak krew w niej płonie, gdy słyszała tak bardzo pozbawione człowieczeństwa słowa. Jim zaciskał zęby, ale najwyraźniej nawet on wiedział, że odezwanie się w takiej sytuacji może oznaczać dla nich koniec.
-Chłopak może pracować. Dziewczynka także, jak tylko podrośnie. - powiedział Luke, ale strażnicy pokręcili głowami. Emma czuła panikę rozlewającą się powoli po jej ciele.
-To niemożliwe. Rada jasno obwieściła...
-Kapitanie, o ile się nie mylę, puki ktoś służy armii, osoby będące pod jej opieką mają prawo przebywać na terenie Strefy. Tak przynajmniej jest w przypadku kapitana i kilku innych żołnierzy. - nieoczekiwanie przerwał mu Will wbijając w niego spojrzenie, podczas gdy Luke uśmiechał się przyjaźnie. Emmie przemknęło przez myśl, że to naprawdę demoniczni przeciwnicy. Cieszyła się, że ma ich po swojej stronie. No, może Will nie był całkiem po jej stronie, przemknęło jej przez myśl i skrzywiła się na tę myśl.
Kapitan zacisnął zęby, po czym kiwnął niechętnie głową.
-Ostatnio na zbyt wiele sobie pozwalasz, Price. - warknął strażnik do Willa, ale odsunął się, pokazując im ciemne zejście do Strefy. Emma przełknęła ślinę, gdy patrzyła w czarny otwór, który wcale nie przywodził na myśl bezpiecznego schronienia.
Will ruszył przodem ciągnąc Emmę i dzieci za sobą, a Luke podążył za nimi, machając strażnikom na odchodne. Gdy zrównał się z dziewczyną, posłał jej uśmiech zwycięzcy, jakby właśnie wygrali jakieś zawody. I choć Emma czuła się wyczerpana, także się uśmiechnęła.

* * *

Schody ciągnęły się w nieskończoność. Emma nie wyobrażała sobie, jakim cudem ci wszyscy żołnierze codziennie wychodzą po nich w górę na obchód. Mimo, że szli w dół, sapała z wyczerpania, zmuszona na dodatek nieść wykończoną Mary na rękach. Dziewczynka, gdy tylko weszli w mroczne zejście, rozświetlone  gdzie nie gdzie małymi lampkami dającymi znikome światło, przewróciłaby się z wyczerpania, gdyby Will jej nie złapał. Podał ją Emmie, rzucając jej przy tym mordercze spojrzenie, jakby to była jej wina, po czym ruszył dalej nie dając jej czasu się zrewanżować.
Luke szedł z samego tyłu, niosąc Jima na barana, bowiem jego kostka nie pozwalała mu iść tak długo. Emma była mu wdzięczna, ale jednocześnie czuła, że będzie musiała się jakoś odwdzięczyć za tę dobroć.
Gdy wydawało jej się, że minęło już kilka stuleci odkąd weszli w mrok przejścia, nagle przed nimi pojawiła się ogromna, metalowa brama, zatrzaśnięta na cztery spusty. Emma zeszła z ostatniego stopnia i oparła się o ścianę, by nie upaść z wycieńczenia. Bolały ją wszystkie mięśnie,a  rana na brzuchu pulsowała. Umierała z pragnienia, ale nawet nie mogła poprosić o wodę, przez spuchnięte z pragnienia gardło.
-Rób tak dalej, a do armii dotrą tylko twoje zwłoki. - warknął Will, stojący kilka kroków od niej. Nawet się nie zasapał, za co Emma szczerze go  nienawidziła. Patrzył na nią krytycznym wzrokiem doświadczonego medyka, ale nawet nie kiwnął palcem, żeby jakoś jej pomóc. Nie chciała dawać mu satysfakcji z patrzenia na jej słabości. Męczyła się szybciej niż inni. Jej ciało było słabe i chorowite. Ale nie będzie przez to gorsza od takiej szumowiny jaką był Will.
Odepchnęła się od ściany i minęła go, celowo uderzając w ramię, na co on tylko prychnął i ruszył za nią. Szybko ją jednak wyprzedził i pierwszy dotarł do drzwi. Emma wcześniej tego nie zauważyła, ale w ogromnych drzwiach były wbudowane mniejsze, wzrostu Willa, także zrobione z metalu z małą metalową klapką na wysokości oczu.
Emma usłyszała, jak Luke schodzi z ostatniego schodka, więc odwróciła się, by go zobaczyć. Spocił się, co mimowolnie wzbudziło w Emmie satysfakcję. Skarciła się za nią natychmiast.
-Mogę już iść sam. - mruknął Jim, siedzący na plecach Luke'a. Chłopak uśmiechnął się, ale nie puścił Jima i mrugnął do Emmy.
-Jeszcze dość się nachodzisz w Strefie. Teraz odpoczywaj i zdrowiej. - odparł, a Jim niechętnie kiwnął głową. Emma była pewna, że jej nigdy nie pozwoliłby się tak nosić, a już tym bardziej nie kiwnąłby głową, gdyby powiedziała, że ma odpoczywać. Jim jakby wyczuł jej spojrzenie, więc podniósł wzrok i pokazał jej język.
Westchnęła i odwróciła się z powrotem do Willa. Chłopak rozmawiał z kimś po drugiej stronie drzwi, przez małą klapkę na oczy. Gdy Emma do niego podeszła, drzwi akurat się otworzyły. Za nimi stała szczupła, wysoka dziewczyna, która jednak miała odpowiednie kształty w odpowiednich miejscach. Emma spojrzała sceptycznie na jej ogromny dekolt, a później na długie, rude włosy spięte w kucyk, piegi na nosie i niesamowicie zielone oczy, jakby ktoś zabarwił je radioaktywnym kolorem zieleni. Była piękna i stanowczo pewna siebie. A wyglądała na tyle samo lat co Emma.
-Witajcie z powrotem. - powiedziała melodyjnym głosem i uśmiechnęła się do Willa, który całkowicie ją zignorował, po czym wychyliła się i zerknęła na Luke'a, który widząc ją, uśmiechnął się z politowaniem.
-Więc ty dzisiaj stoisz na warcie, co Liz? - zagadnął przyjaźnie. Dziewczyna kiwnęła głową, a jej kucyk podskoczył figlarnie.
-W końcu jestem najlepsza do takich odpowiedzialnych zadań. - rzuciła, wpuszczając ich do środka. Nawet nie zerknęła na Emmę, co ją zirytowało, ale szybko wyrzuciła tą myśl z głowy. Skupiła się na tym, by zobaczyć Strefę, choć plecy Willa jej zasłaniały.
-Boże, za co nas tak każesz. - mruknął chłopak, przechodząc koło Liz, na co ta wydęła niezadowolona wargi, ale nic nie powiedziała. Odwróciła się i zaczęła szczebiotać do Luke'a, ale Emma już jej nie słyszała.
Will zaczął schodzić po wąskich schodkach ciągnących się wzdłuż kamiennej ściany, a tuż przez Emmą rozpostarł się widok na Pierwszą Strefę.
Podziemne Miasto.
Ich nowy dom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy