sobota, 20 lutego 2016

Rozdział VII

Emma patrzyła zszokowana, jak ta cała masa ludzi rzuca się do panicznej ucieczki. Dalej stała z Jimem i Mary na ławce, przyglądając się, jak ludzie wpadają bezmyślnie na siebie, śpiesząc do bocznych uliczek. Wcześniej tego nie zauważyła, ale wśród tłumu było wiele osób w charakterystycznych kurtkach z opaskami. Stali teraz nieruchomo, patrząc na zamieszanie wokół siebie. Strażnicy stojący przed wejściem do metra wyciągnęli krótkofalówki i wrzeszczeli do nich prosząc o wsparcie i mówiąc coś o zabezpieczeniu głównej bramy.
Emma puściła Jima, wyciągając pośpiesznie pistolet i przyciskając Mary do siebie. Ludzie pędzili wokół nich na złamanie karku, deptając tych, którzy się przewrócili. Jim patrzył na to szeroko otwartymi oczami, nie wierząc, że ludzie, którzy jeszcze chwile temu kulili się niewinnie pod ścianami otaczających ich budynków, byli w stanie zamienić się w takie zwierzęta. Trzymał się blisko Emmy, która właśnie przeczesywała wzrokiem tłum i pobliskie dachy budynków. 
Plac trochę się przerzedził, ale to wciąż było niewystarczające. Ludzi było za wiele, a czasu za mało. Emma z paniką stwierdziła, że nie da rady wydostać stąd dzieci. Nawet, gdyby udało jej się jakoś podążyć z tłumem, nie tracąc przy tym Jima i Mary, nie zdążyliby na czas wydostać się z placu. 
Mary płakała już na cały głos, wszczepiając się małymi rączkami w wolną rękę Emmy, która z coraz większym strachem przyglądała się dachom otaczających ich budynków. 
Nagle otworzyła szeroko oczy, czując się tak, jakby jej serce stanęło. 
Ludzie w kurtkach z opaskami także patrzyli w górę, albo z powagą i ze zmarszczonymi brwiami, albo ze strachem. Tylko biegający wokół nich ludzie niczego jeszcze nie zauważyli. 
Jim podążył za spojrzeniem Emmy i poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Na dachu stojącego na wprost nich budynku, dostrzegł dziesięć postaci. Stali nieruchomo i przez chwilę Jim myślał naiwnie, że to gargulce, ale po przerażonym spojrzeniu Emmy wywnioskował, że to w żadnym wypadku nie są niegroźne, kamienne rzeźby. Rozejrzał się i ze zgrozą stwierdził, że na pobliskich budynkach jest jeszcze osiem innych postaci. Wszystkie stały nieruchomo, a ich czarne sylwetki malujące się wyraźnie na tle zapadającej nocy sprawiły, że Jimowi zaczęły się trząść kolana. 
Emma oderwała wzrok od Pożeraczy i spojrzała na Jima, który zachwiał się niespodziewanie. Utrzymał się na nogach, ale Emma poczuła, że chłopak za chwilę zemdleje. Był strasznie blady i cały się trząsł. Emma zagryzła wargi i rozejrzała się, a gdy zobaczyła, że przy nich nie ma już prawie w ogóle ludzi, zeskoczyła z ławki i ściągnęła z niej dzieci. 
Obejrzała się, ale żaden Pożeracz się nie poruszył. Wiedziała, że to nie potrwa długo i że za chwilę zacznie się koszmar, ale w tej chwili musiała myśleć tylko o dzieciach. Przez chwilę walczyła sama ze sobą, nie wiedząc czy to dobry pomysł, ale w końcu wyciągnęła swój sztylet i wręczyła go zdezorientowanemu Jimowi. Chłopak spojrzał najpierw na broń, a później na nią z przerażeniem w oczach. 
-Posłuchaj mnie, Jim. - powiedziała, siląc się na spokój. - Nie damy rady uciec. Musimy tu zostać i się bronić, rozumiesz? Więc weźmiesz Mary i schowacie się pod ławką. Nie będziecie wychodzić pod żadnym pozorem, chyba, że coś was zaatakuje, a do tego nie dopuszczę. Będę stała obok ławki i będę was bronić, dobrze? Jim, słyszysz? Daje ci sztylet tylko dla ostrożności. Nie będziesz musiał nikogo atakować. Musisz tylko zostać w ukryciu.
Jim pokręcił gwałtownie głową, patrząc z paniką za biegnącymi ludźmi. Wargi mu drżały, a łzy napływały do oczu. Emma czuła naprawdę wielki strach, ale starała się uspokoić. Chwyciła twarz chłopca w dłonie i zmusiła, by na nią spojrzał. Pociągnął nosem, oddychając niemal spazmatycznie. Atak paniki, pomyślała zaniepokojona. 
-Jim. Patrz na mnie. - chłopak spojrzał jej w oczy, próbując się uspokoić. Emma rzuciła szybkie spojrzenie na stojący nad nimi budynek, ale Pożeracze ciągle tkwiły w miejscu. Natomiast ludzie już zorientowali się w jakim są niebezpieczeństwie, bowiem teraz wrzeszczeli jeszcze głośniej, pokazując sobie pobliskie dachy i biegnąc w stronę ciasnych uliczek, w których już zostały uwięzione pierwsze osoby, blokując przejście pozostałym. 
-Słyszałeś co powiedziałam? - zapytała, a on kiwnął głową. Łzy spływały mu po policzkach, a on oddychał szybko przez drżące wargi. - Więc dasz sobie radę, racja? Musisz ochronić Mary, Jim. Nic wam się nie stanie, obiecuje. 
Sama nie wierzyła w swoje słowa, ale najwyraźniej Jim trochę się uspokoił. Kiwnął głową, wbijając w nią pełen strachu wzrok. Emma nagle poczuła, że już przez to przechodziła. Z Rose było tak samo. Ten sam wzrok. Ta sama obietnica. Emma poczuła narastającą w jej piersi panikę. 
-T-tylko nas n-n-nie zostawiaj. - wyjąkał nagle Jim, dławiąc się łzami. Emma miała wrażenie, że dla niego i Mary to też jest jak deja vu. Znowu ktoś ich zostawia. Wcześniej rodzice, a teraz ona. Emma odebrała jego słowa jak cios w policzek. Nie popełni tego samego błędu dwa razy. Ochroni ich, bez względu na wszystko. Odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się do chłopaka. 
-Damy radę, bachorze, jasne? Pokażmy im, jak bardzo nie lubimy przegrywać. - rzuciła, a on zamrugał zdezorientowany, a później potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić z głowy strach i odsunął się od Emmy. Wytarł twarz rękawem bluzy i wbił w Emmę twarde spojrzenie. Ręce ciągle mu drżały, ale Emma wiedziała, że teraz jest trochę spokojniejszy. 
Jim przygarnął do siebie Mary, a Emma schyliła się i pocałowała małą w czoło. Dziewczynka chyba zużyła już wszystkie łzy, bo nie płakała, tylko jej ciałem wstrząsał co chwilę spazmatyczny dreszcz. 
-Trzymaj się Jima, Mary. I niczego się nie bój. Zamknij oczy i przytul się do Jima, dobrze? - powiedziała, a mała kiwnęła głową, wszczepiając się w brata. Emma patrzyła jak dzieci wchodzą pod ławkę i kulą się pod nią, a następnie wyciągnęła drugi pistolet i załadowała pełny magazynek. Z pierwszym zrobiła tak samo, a następnie stanęła przed ławką, gotowa na to, co miało zaraz nastąpić.
Wokół siebie słyszała krzyki, błagania o pomoc i płacz uwięzionych w śmiertelnej pułapce ludzi. Nikt nie mógł im pomóc. Każdy musiał walczyć dla siebie. Żołnierze strzegący wejścia do bezpiecznej strefy podzielili się i stanęli po bokach wejścia do metra, celując w dachy budynków. Emma puki co nie widziała wsparcia, które rzekomo miało nadejść, ale pomyślała, że może zdarzy się cud i ktoś nadejdzie z pomocą. Ludzie w kurtkach także wyjęli broń, szykując się na bitwę. 
Emma spojrzała w górę na Pożeracze, które nagle jak na sygnał drgnęły i zaczęły spadać w dół. 


* * *

Pierwsze krzyki rozszarpywanych ludzi dotarły do uszu Emmy, która stała na środku placu z uniesionymi pistoletami gotowymi do strzału. Było osiemnaście Pożeraczy na dachach, a do tego przed chwilą z bocznych uliczek dało się słyszeć ryki, mówiące, że dołączyły kolejne potwory. Prócz Emmy i dwudziestu strażników z metra, było jeszcze piętnastu ludzi w kurtkach z opaskami. Trzydzieści sześć osób gotowych do walki. Za mało. 
Emma z paniką patrzyła, jak ludzie wracają z powrotem na plac, uciekając od bocznych uliczek. Potykali się i wrzeszczeli, a Emma widziała pośród nich potwory, które rzucały się na niewinnych, gryzły co popadnie i atakowały znowu. 
Ludzie w opaskach rozpoczęli ostrzał, a żołnierze spod wejścia najpierw stali w miejscu, po czym na czyjś rozkaz ruszyli biegiem w stronę tłumu. Emma stała w miejscu, rozglądając się uważnie na boki. Przed sobą widziała zabijanych ludzi, ale nie mogła im pomóc. Musiała chronić Jima i Mary. Tylko ich. 
Czuła do siebie odrazę, ale starała się nią za razie nie przejmować. Na wyrzuty sumienia będzie czas później. Jeśli w ogóle będzie jakieś później. Nagle tuż przed nią pojawił się jeden z potworów. Skoczył na mężczyznę przebiegającego przez plac, powalając go na ziemię i zanurzył zęby w jego szyi. Emma poczuła zawroty głowy, ale odetchnęła, nakazując sobie spokój i wycelowała. 
Strzeliła dokładnie w momencie, w którym Pożeracz na nią spojrzał. Potwór drgnął, po czym padł na ziemię i znieruchomiał, ale zaraz po chwili Emma zobaczyła kolejne kreatury, które zbliżały się w przerażającym tempie. Zacisnęła zęby i wycelowała, słuchając otaczających ją wrzasków. Kątem oka widziała, jak trzech żołnierzy odwraca się do ucieczki. Jednak prawie od razu dopadły ich cztery Pożeracze. 
Emma strzeliła, gdy jeden z potworów się do niej zbliżył, ale ten skoczył, omijając kulę z łatwością i dalej pędząc w jej stronę. Emma krzyknęła i już po chwili przeleciała jakieś dwa metry, waląc twardo w ziemię. Straciła oddech i poczuła, jak rana na brzuchu znów się otwiera, lecz przeturlała się szybko, akurat w momencie, gdy Pożeracz uderzył pięścią w miejsce gdzie przed chwilą była jej głowa. Marmurowa płyta pękła na pół, a Pożeracz wyprostował się i rzucił jej przerażające spojrzenie czarno-czerwonych oczu. 
Emma dyszała ciężko, czując ból w żebrach. Drugi Pożeracz patrzył na nią z odległości jakichś pięciu metrów. Zakaszlała, po czym ruszyła biegiem na tego bliższego, czując ciepłą krew, spływającą jej po brzuchu. Potwór przygotował się do skoku, ale zanim zdążył się wybić, Emma strzeliła, a bliska odległość sprawiła, że potwora odrzuciło do tyłu. Nim zdążył wstać, strzeliła jeszcze dwa razy, a on znieruchomiał. 
Nagle coś pociągnęło ją za nogę i tracąc równowagę, walnęła głową w ziemię. Poczuła niesamowity ból, a przed oczami zatańczyły jej mroczki. Pewnie byłoby po niej, gdyby jeden z ludzi w kurtkach jej nie pomógł. Usłyszała strzał, a żelazny uścisk na jej nodze zniknął. Jej ciałem wstrząsnął kaszel, a gdy się uspokoiła, dostrzegła plamki krwi na ziemi. Cholera, długo tak nie pociągnę, stwierdziła wstając. 
Rozejrzała się, szukając osoby, która ją uratowała i nagle zamarła.
Osoba stojąca przed nią, także wyglądała na zaskoczoną. Był to ten chłopak, blondyn, którego spotkała po swoim napadzie furii po śmierci Rose. To on ją wtedy uratował. Chłopak patrzył na nią z uniesionymi brwiami, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Emma wycelowała i strzeliła tuż obok jego głowy. 
Blondyn cofnął się zaskoczony, a stojący za nim Pożeracz runął do tyłu. Emma oddychała ciężko, podczas gdy chłopak oglądał się za siebie. Spojrzał na leżącego za nim potwora, po czym strzelił do jego ciała jeszcze raz, dla pewności. 
-Chyba jesteśmy kwita. - rzucił chłopak, patrząc na nią przez ramie. Emma z niedowierzaniem stwierdziła, że blondyn się uśmiecha. Mimo, że prawie go zastrzeliła i że wokół nich rozgrywał się koszmar, on uśmiechał się do niej niezwykle przyjaźnie.
Stałaby tak pewnie jeszcze przez chwilę, gdy nagle coś za plecami blondyna przyciągnęło jej wzrok. Trzy Pożeracze zbliżały się do ławki, pod którą chował się Jim i Mary. Emma poczuła strach kiełkujący jej w piersi i bez namysłu ruszyła biegiem w stronę dzieci. Ochronie ich, powtarzał głos w jej głowie. Blondyn spojrzał na nią zaskoczony, gdy go mijała, ale teraz całkowicie skupiła się na ławce. 
Pożeracze jej nie zauważyły, stały nad ławką, a jeden sięgał dłonią po dzieci. Do uszu Emmy dobiegł krzyk Mary. Dziewczyna przyspieszyła i gdy Pożeracz podnosił na nią wzrok, stała już nad nim i bez ostrzeżenia strzeliła prosto w oczodół. Nie patrząc jak ciało pada na ziemię, odwróciła się i strzeliła znów, trafiając jednego potwora w ramię, podczas, gdy drugi odskoczył, nim było za późno. Ranny w ramię potwór zatoczył się, ale nim odzyskał równowagę, Emma strzeliła znowu, trafiając w pierś. Upadł, a ona nie miała czasu oddać kolejnego strzału, bo trzeci potwór zaszarżował na nią, tym samym odrzucając do tyłu. Uderzyła o coś plecami, znów tracąc dech w piersi, a pistolet wypadł jej z ręki. Zakaszlała i splunęła krwią na ziemię. Podniosła wzrok i spojrzała prosto  w oczy jednego z potworów. Cofnęła się przerażona, przez co uderzyła głową o ścianę. Ból znów zalał jej ciało, a ona poczuła, że odlatuje. Mięśnie ją paliły, a przed oczami tańczyły czarne plamki.
Jej zamglony wzrok padł na ławkę i nagle poczuła, jak serce jej zamiera. Jim wyczołgał się z ukrycia, trzymając w drżących rękach sztylet i bez ostrzeżenia ruszył na Pożeracza, który klęczał przed Emmą, a ślina ciekła mu z kącika ust. 
Emma miała wrażenie, jakby czas się dla niej zatrzymał. Wszystko wokół ucichło, krzyki, płacz i strzelanina. Został tylko Jim, który biegł w stronę potwora. W jego oczach widziała determinację i zrozumiała, że chłopak się nie wycofa. 
On zginie, pomyślała z przerażeniem.
Nie miała siły się ruszyć, czuła jak jej mięśnie płoną. Ciałem wstrząsnął kolejny atak kaszlu, a krew spłynęła jej na brodę. Pożeracz naprężył się do skoku, ale Emma widziała tylko Jima, który był już o krok od potwora. Nagle Pożeracz jakby rażony piorunem drgnął i odwrócił się, akurat w momencie, w którym Jim z wyciągniętym przed siebie ostrzem dobiegł do nich z rozpędem. Ostrze weszło w szyję potwora aż po rękojeść, a Jim zaskoczony nagłym ruchem Pożeracza potknął się o jego ciało i przeleciał nad nim, lądując twardo na ziemi, po czym znieruchomiał. 
Emma patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi oczami, lecz teraz poderwała się z miejsca, w ostatnim przypływie siły i doskoczyła do bezwładnego ciała chłopaka. Widziała jak uderzył o ziemię. Upadł prosto na głowę. Poczuła jak panika zalewa ją od środka, gdy podnosiła bezwładne ciało Jima. Przyłożyła palec do jego szyi, sprawdzając puls i niemal zemdlała, gdy poczuła pod palcami pulsowanie. Spojrzała na jego głowę. Widziała rozcięcie na skroni, z którego płynęła krew. Dużo krwi. 
Nie zastanawiając się i ignorując zawroty głowy rozdarła dół koszulki i obwiązała szczelnie głowę Jima. Odwróciła się jeszcze i strzeliła do nieruchomego ciała Pożeracza, by następnie podnieść Jima i na chwiejnych nogach zanieść jego kruche i bezwładne ciało pod ławkę. Mary leżała tam skulona w kłębek i krzyczała, a jej rozdzierający krzyk rozbrzmiewał w uszach Emmy jak alarm. 
-Ciii, Mary. Uspokój się. - powiedziała Emma, a dziewczynka znieruchomiała, po czym otworzyła szeroko oczy i spojrzała na Emmę, a ta aż się cofnęła, gdy zobaczyła w oczach dziewczynki dziki strach. Wyglądała jak zwierze, nie dziecko. Emma drgnęła i powoli położyła jej rękę na włosach. 
-Musisz zostać tu z Jimem, Mary. Jestem tuż obok. - powiedziała powoli, a Mary kiwnęła głową jak w transie. Emma niepewnie wstała i niemal od razu się zatoczyła. Spojrzała w dół i zobaczyła, że ubranie przesiąkło jej krwią od brzucha w dół. Poczuła mdłości i z trudem powstrzymała wymioty. Rozejrzała się zdezorientowana i zobaczyła całą masę martwych ludzi. Rozszarpane zwłoki leżały wszędzie. Emma znów się zatoczyła, czując się coraz gorzej. To mój limit, pomyślała.
Jednak wtedy dostrzegła, że zostało już tylko pięć Pożeraczy. Ulga jednak szybko przerodziła się w rozpacz, gdy zobaczyła, że wszyscy żołnierze polegli i tylko kilku niedobitków z opaskami z trudem odpierało ataki Pożeraczy. 
Emma spojrzała na pistolet który miała w ręku i rozejrzała się w poszukiwaniu drugiego. Dostrzegła go jakieś dziesięć metrów od siebie, więc ruszyła w tamtą stronę, lecz nagle jak spod ziemi wyrosły przed nią dwa Pożeracze. Zamarła, czując jak krew odpływa jej z twarzy. Jeden potwór ruszył na nią, ale jej otępiałe zmysły za nim nie nadążały. Cholera jasna, syknęła w myślach i uskoczyła w bok, bo tylko na to mogła się zdobyć. Ręka Pożeracza minęła jej twarz o milimetry. Odwróciła się i strzeliła, ale już gdy naciskała spust wiedziała, że kula nie sięgnie celu. Pożeracz uchylił się i znów na nią skoczył, a ona stwierdziła ze zgrozą, że nie da rady zrobić uniku.
Właśnie w momencie, w którym pogodziła się z tym, że umrze, Pożeracza odrzuciło do tyłu. Emma zatoczyła się i upadła, patrząc szeroko otwartymi oczami na dziurę ziejącą z brzucha potwora. Usłyszała kolejny strzał i zobaczyła, jak drugi Pożeracz pada na ziemię. 
-Uff. W samą porę. - usłyszała nad sobą znajomy głos, więc podniosła wzrok i skrzyżowała spojrzenia z blondynem, którego spotkała wcześniej. Znów się uśmiechał, ocierając pot z czoła. Kawałek za nim stał ten drugi, chłopak z czarnymi włosami, którego także spotkała wcześniej. Czarnowłosy patrzył na nią z nieskrywanym rozdrażnieniem, ale ona mimo wszystko poczuła ogromną ulgę na ich widok. 
Siły całkowicie ją opuściły, a ból uderzył w nią ze zdwojoną siłą. Jęknęła i padła na ziemię, a chwile później poczuła, jak jeden z chłopaków - pewnie blondyn - klęka obok niej i ogląda jej rany. Poczuła jak dotknął rany na brzuchu i wyprężyła się cała, by następnie całkowicie stracić przytomność.


* * *


 Przez chwilę krążyła między świadomością, a snem, wyłapując niezrozumiałe słowa, a potem poczuła, że ktoś przystawia jej coś do twarzy i już po chwili poczuła lepki płyn w ustach, więc odruchowo zaczęła pić. Napój zapiekł ją w gardle, więc odkaszlnęła, jeszcze bardziej raniąc sobie gardło, lecz już po chwili poczuła, że stopniowo wracają jej siły. 
Otworzyła powoli oczy i zobaczyła nad sobą twarz ciemnowłosego chłopaka. Oglądał właśnie jej głowę, najpewniej szukając urazów. Gdy zobaczył, że się ocknęła sięgnął po coś poza jej polem widzenia i przystawił do ust. Gdy znów się napiła, poczuła jeszcze gorsze pieczenie w gardle. Szarpnął nią atak kaszlu, więc przewróciła się na bok i kaszlała, puki się nie uspokoiła. Później spojrzała na chłopaka z wyrzutem, podczas gdy ten całkowicie ją zignorował, robiąc porządki w apteczce. 
-Chciałeś mnie otruć? - zapytała, nadal mając okropny smak w ustach i czując zawroty głowy.
-To na wzmocnienie. Specjalnie wybrałem najgorszy smak, żeby najszybciej zadziałało. - odparł, nie podnosząc wzroku znad apteczki. Wyglądał, jakby podawanie jej najohydniejszego lekarstwa jakie miał sprawiło mu wiele radości. Emma już miała mu odpowiedzieć, gdy nagle zdała sobie sprawę, gdzie się znajduje. 
Poderwała się, a chłopak podążył za nią spojrzeniem. Poczuła, jak kreci jej się w głowie, ale jakoś złapała równowagę. Gdy się rozejrzała, poczuła się tak, jakby ktoś poraził ją gromem. Ciągle znajdowali się na placu, a wszędzie wokół leżały ciała przykryte prześcieradłami. Prawie cały plac zamienił się w cmentarz. Emma patrzyła na ludzi z opaskami, którzy przechadzali się wśród ciał, niektórzy z notesami i w maseczkach, inni w małych grupkach, omawiając coś między sobą. Tam gdzie stała i wokół niej, leżało jeszcze więcej osób, nad którymi pochylali się medycy. Ludzie krzywili się i krzyczeli, albo leżeli w całkowitym bezruchu. Ranni. Emma zachwiała się, czując jak uginają się pod nią kolana. Opadła na ziemię, a chłopak przyglądał jej się nieodgadnionym wzrokiem. 
-O-oni wszyscy.. - zaczęła, gdy nagle pewna myśl uderzyła w nią i spowodowała, że dziewczyna poczuła jak jej serce na moment staje. 
Jim i Mary. 
Rozejrzała się spanikowana, ale widziała tylko rannych, martwych i ludzi z opaskami. Nigdzie nie było śladu dzieci. Odwróciła się do chłopaka, ale on już wstał i ruszył w stronę innych rannych potrzebujących pomocy. Emma podniosła się z trudem i podążyła za nim, lekko utykając i trzymając się za brzuch. Z każdym krokiem ból przeszywał jej słabe ciało, ale zacisnęła zęby i szła dalej. Chłopak szedł szybko, więc miała problem z nadążeniem, ale w końcu złapała go za rękę i zmusiła do zatrzymania się. Spojrzał na nią przez ramię, a chłód bijący z jego oczu zmroził ją do szpiku kości, jednak zmusiła się do opanowania strachu.
-Dzieci. - wykrztusiła, z trudem łapiąc oddech. Chłopak patrzył na nią beznamiętnie, jakby nic nie obchodziło go, co do niego mówi. - Proszę, powiedz mi. Były ze mną dzieci. Chłopak i dziewczynka. Gdzie są? 
Chłopak jeszcze przez chwilę na nią patrzył, po czym wyrwał się z jej uścisku i ruszył przed siebie. 
-Mam dużo roboty. Spytaj kogoś innego. - rzucił, nie odwracając się. Emma poczuła, jak krew uderza jej do głowy. Wyprzedziła chłopaka z trudem i rozłożyła ręce, zagradzając mu przejście. Uniósł brwi, a w jego oczach Emma zobaczyła rozdrażnienie. 
-Odsuń się. Tobą już się zająłem, więc zjeżdżaj. - Emma pokręciła głową, patrząc na niego wyzywająco. Widziała, że chłopak ledwie panuje nad złością, ale nie mogła się cofnąć. Nigdzie nie widziała blondyna, a nikogo innego tutaj nie znała. Poza tym, tylko on i blondyn byli wtedy przy niej, gdy zemdlała. 
-Powiedz mi gdzie są. - rzuciła, czując okropny ból głowy. Była strasznie słaba i ledwie trzymała się na nogach, ale nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Musiała wiedzieć, czy żyją. 
-Mówiłem ci chyba, żebyś się odsunęła. Zaraz nie będzie tak miło i...
-Po prostu mi powiedz czy przeżyli! - wrzasnęła, a ludzie z opaskami odwrócili się w ich stronę. Wszędzie zaległa cisza, a chłopak popatrzył na nią z niedowierzaniem. 
-Myślisz, że kim jesteś, żeby wydzierać się i zatrzymywać mnie, podczas gdy tyle osób potrzebuje pomocy? - zapytał chłopak cicho, z wściekłością w głosie. Emma, która od obudzenia się, czuła narastającą w sobie panikę, teraz nie wytrzymała. Nogi zaczęły się jej trząść, tak samo jak ręce.
-Błagam. Po prostu mi powiedz, gdzie mogę ich znaleźć. - szepnęła, czując łzy spływające jej po policzkach. Chłopak wbijał w nią wściekły wzrok, a ona zdała sobie sprawę, że nic jej nie powie. Nienawidził jej odkąd się spotkali. Nie chciał jej pomóc. Mógł, ale nie chciał. Zaszlochała, czując straszny ból w piersi, gorszy od bólu fizycznego. - Błagam. Nie dam rady znów przez to przejść. Proszę. Tak strasznie cię proszę. Nie chce przez to znów przechodzić. 
Patrzył na nią tymi bezlitosnymi oczami, a ona czuła się okropnie. Nie przeżyje tego. Nie da rady. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, ale jakoś udało jej się ustać. Jej ciałem wstrząsał szloch, a ona czuła jak po raz kolejny pęka jej serce. Oni nie żyją. Zostawiłam ich samych. Nie obroniłam. Po raz kolejny zawiodłam. Ból, który rozrywał jej serce był nie do zniesienia.
-Żałosne. - usłyszała szept chłopaka i poczuła, jak zapada się w sobie. Jak wpada w czarną otchłań bez dna. Zagryzła wargi, by powstrzymać szloch, ale na darmo. 
Nagle chłopak bezceremonialnie chwycił ją za rękę i pociągnął między ciałami rannych, w stronę jednego z budynków. Spojrzała na niego przez łzy, zaskoczona, ale najwyraźniej nie miał zamiaru jej nic tłumaczyć. Szła więc za nim co chwilę pochlipując i czując na sobie wzrok ludzi w opaskach, którzy patrzyli na nich z przyganą. Jednak czarnowłosy nic sobie z tego nie robił i po prostu szedł przed siebie, ciągnąc ją za sobą. Może chce mnie stąd wyrzucić, pomyślała Emma, dając się prowadzić między nieruchomymi ciałami. Lecz mimo całej wrogości i chłodu, które z niego emanowały, jego ręka była ciepła. Emma wytarła łzy i wbiła wzrok w tył jego głowy, a później w bliznę, którą widziała już wcześniej. Ciągnęła się z szyi aż na plecy i znikała pod kurtką. Nie była świeża. Musiała mieć kilka lat.
Podniosła wzrok znad nieprzyjemnej blizny i wtedy dostrzegła znajomą twarz. Chłopak, który uratował ją w sklepie Doris stał obok jakiejś kobiety i chłopaka, którzy pochylali się nad ciałem jednego ze zmarłych. Wszyscy mieli kurtki z opaskami, a na twarzach maseczki. Jednak Emma rozpoznała chłopaka prawie od razu po jego wzroście, którym przewyższał towarzyszów o głowę. Chłopak podniósł znudzony wzrok znad ciała i wtedy ich oczy się spotkały. Chyba ją rozpoznał, ale nawet jeśli to wyraz jego oczu się nie zmienił. Śledził ją nieodgadnionym spojrzeniem, jakby się zastanawiał w jakie kłopoty się wpakowała.
Doszli do budynku i Emma musiała oderwać wzrok od jego szarych, beznamiętnych oczu. Spojrzała na stary szyld, wiszący nad dużymi drzwiami, do których najprawdopodobniej zmierzali. Szyld informował, że znajdują się w hotelu, ale jego nazwa została zamazana zieloną farbą i przez to niemożliwa do odczytania. Chłopak otworzył drzwi, wciągając ją do środka, a jej oczom ukazał się ogromny hol, który był rozświetlony świecami. W środku kręciło się kilku medyków i ludzi w opaskach, a prawie całą powierzchnie ogromnej przestrzeni zajmowali ludzie. Emma widziała na ich twarzach wyczerpanie, ale najwyraźniej nic poważnego im nie dolegało. 
Chłopak szarpnął za jej rękę, znów ruszając przed siebie. Patrzyła po twarzach obecnych osób, ale nigdzie nie widziała Jima i Mary. Po co on mnie tu przyprowadził? Dopiero, gdy weszli do przylegającej go holu sali, która mogła być kiedyś salą balową, Emma zrozumiała. Tam też było pełno ludzi, którzy najwyraźniej byli ocalałymi z masakry. Na środku ogromnej sali stało kilkoro ludzi z opaskami, którzy niewątpliwie byli wysokiej rangi żołnierzami. Emma zorientowała się, że chłopak może chce donieść na nią do dowództwa, ale on tylko wyminął mężczyzn, którzy rzucili mu zaskoczone spojrzenia i ruszył w stronę odległego kąta sali. 
-Will? -usłyszeli zdziwiony głos, a chłopak zatrzymał się, przez co Emma na niego wpadła. Rzucił jej miażdżące spojrzenie, ale nic nie powiedział. W ich stronę szedł znajomy blondyn, który odłączył się od grupki komendantów i teraz stanął przed nimi, patrząc na chłopaka i Emmę z zaskoczeniem. 
-Dlaczego nie jesteś z rannymi? - zapytał blondyn, spoglądając na jego rękę, trzymającą dłoń Emmy. Uniósł brwi, po czym spojrzał na Emmę z naganą, ale też z troską. - I dlaczego ty nie odpoczywasz? Chyba mówiłem ci, Will, żebyś się nią zajął i dopilnował, że odpocznie.
-Może bym to zrobił, ale ta żałosna dziewczyna, zrobiła zamieszanie i nie chciała mi dać spokoju, więc zdecydowałem się ją tu przyprowadzić. Ale skoro już tu jesteś, to mogę z czystym sumieniem ci ją powierzyć. - warknął czarnowłosy i już miał odejść, gdy Emma znów zagrodziła mu drogę, rozkładając drżące ręce. 
-Chce wiedzieć gdzie jest Jim i Mary. - rzuciła, a chłopak spojrzał na nią z nieskrywaną chęcią mordu. 
-Weź te ręce, zanim ci je połamie. - syknął, a blondyn, który przysłuchiwał się tej wymianie zdań, teraz stanął między nimi, próbując jakoś zaradzić nadchodzącemu kataklizmowi. 
-Nie jestem pewien czy do końca rozumiem o co tu chodzi, ale cieszę się, że już nic ci nie jest. Choć mimo wszystko powinnaś odpocząć. - rzucił w stronę Emmy, a ona mimo iż czuła się okropnie, zdobyła się na słaby uśmiech.
-Nic mi nie jest. Chce tylko wiedzieć gdzie są dzieci. - powiedziała, wykończona. Chłopak patrzył na nią przez chwilę, po czym westchnął i przeniósł wzrok na ciemnowłosego, który wbijał w niego ponaglające spojrzenie. 
-Skoro już ją tu przyprowadziłeś, łamiąc przy tym oczywiście zasady, musisz teraz za nią odpowiedzieć. A tak w ogóle to mogłeś jej przecież wszystko opowiedzieć, gdy leżała, a nie od razu przyprowadzać tutaj. - pouczał go blondyn, podczas gdy Emma rozglądała się po sali, w poszukiwaniu znajomych twarzy, ale było tu za dużo ludzi. Za dużo twarzy do rozpoznania. Znów poczuła ból w sercu, tym razem jeszcze większy niż wcześniej. 
-Emma? - uniosła gwałtownie głowę i wtedy ich zobaczyła. Jim siedział w najdalszym kącie sali, z półprzymkniętymi powiekami, jakby dopiero co się obudził, a Mary wtulała się w jego pierś, najwyraźniej śpiąc. Mimo iż wypowiedział jej imię bardzo cicho, usłyszała go bardzo wyraźnie, jakby jego słaby głos przebijał się przez cały ten zgiełk wokoło. 
Ruszyła do przodu, wymijając kłócących się chłopców, którzy zamilkli raptownie i podążyli za nią spojrzeniami, gdy przedzierała się przez salę, wbijając wzrok w coraz bliższe sylwetki Jima i Mary. Poczuła gorące łzy na policzkach, ale nie ocierała ich. Na końcu prawie biegła, czując ogromny ból w całym ciele. 
Upadła na kolana tuż przed Jimem i Mary i przytuliła ich najmocniej jak umiała. Mary podniosła sennie powieki, ale gdy zobaczyła Emmę, westchnęła tylko i znów zasnęła, najwyraźniej wykończona, natomiast Jim zaniósł się niepowstrzymanym płaczem. Emma tuliła ich mocno do piersi, po raz pierwszy od śmierci Rose dziękując Bogu za to, że udało jej się przetrwać. 


* * *


Czarnowłosy chłopak patrzył na dziewczynę tulącą dwójkę dzieci z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Stojący obok niego blondyn także na nią patrzył, ale po chwili przeniósł wzrok na kompana i uśmiechnął się zaczepnie. 
-Czego? - warknął ciemnowłosy, wbijając rozdrażnione spojrzenie w blondyna. 
-Byłem lekko zaskoczony, gdy zobaczyłem cię z tą dziewczyną. Siłą musiałem cię przekonać byś ją opatrzył i myślałem, że prędzej utniesz sobie rękę, niż z nią porozmawiasz, nie mówiąc już o przyprowadzeniu jej tutaj. - odparł tamten, a ciemnowłosy rzucił dziewczynie wściekłe spojrzenie, mimo iż była odwrócona do niego plecami. Ta słaba dziewczyna, z martwym spojrzeniem, co chwilę rzucająca się w ramiona śmierci, którą spotkał kilka dni temu, wzbudzała w nim odrazę. Miał nadzieję, że wtedy widział ją po raz ostatni, a dzisiaj znów musiał na nią trafić. Dla niego, było to jak okrutny żart bogów.
-Wracam do pracy. - warknął, odwracając się i ruszając w stronę wyjścia. Blondyn westchnął i spojrzał na dziewczynę, która właśnie całowała śpiącą dziewczynkę w czoło. 
-Przypomina trochę Isabelle, prawda? - zapytał blondyn w przestrzeń nie odwracając się, a ciemnowłosy drgnął, jak uderzony w policzek. Zacisnął pięści i ruszył do drzwi. 
-Zajmij się nią jak skończy. Ja nie chce mieć z tym już nic do czynienia. - rzucił na odchodne, a następnie zniknął za drzwiami. Blondyn westchnął z rękami skrzyżowanymi na piersi i uśmiechnął się lekko.
-Jak sobie życzysz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy