sobota, 19 września 2015

Rozdział V

Emma drgnęła, wyrwana ze snu. Rozejrzała się pośpiesznie i odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła prowizoryczną barykadę przed drzwiami do starej sali konferencyjnej którą zrobiła wczoraj razem z Jimem. Przeciągnęła się i rzuciła okiem na miejsce, gdzie wczoraj zasnęły dzieci. Mary leżała zwinięta w kącie, ze złożonymi rękami pod policzkiem. A Jim...
Emma poderwała się z miejsca, widząc puste miejsce obok Mary. Rozejrzała się jeszcze raz i ze zgrozą stwierdziła, że w barykadzie jest mała przerwa, w której Jim zmieściłby się z łatwością. Rzuciła się do drzwi, przecisnęła się z trudem przez szparę i wypadła na korytarz, rozglądając się gorączkowo.
-Jim? Jim, gdzie jesteś?! - zawołała, a jej głos odbił się echem od ścian i powrócił, brzmiąc niezwykle żałośnie. - Jim!
Pobiegła korytarzem, zaglądając do każdej sali jaką mijała, czując w piersi coraz większy strach. Nie. Proszę, tylko nie znów to samo. Nie. Dyszała ciężko, zaglądając do kolejnej sali, a serce biło jej jak oszalałe. Podbiegła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Słońce wychylało się zza horyzontu, a niebo przybrało szarawą barwę poranka. Ulice pod nią były jednak puste, więc odwróciła się i znów wybiegła na korytarz.
Musiał gdzieś tu być. Nie mógł przecież od tak sobie wyjść. Wiedział chyba, że to niebezpieczne, prawda? Zresztą nie zostawiłby Mary samej. Nie było takiej opcji. Oparła się o ścianę, próbując złapać oddech. W głowie jej huczało i powoli w jej ciało wstępował ból. Przypomniała sobie wczorajsze skutki, które poczuła po przesuwaniu mebli.
Zacisnęła zęby, czując łzy napływające do oczu. Boże, ale jestem żałosna, pomyślała. Najpierw Rose. Teraz Jim. Traciła każdego po kolei, bo nie była wystarczająco silna, by chronić bliskich jej ludzi. Osunęła się na ziemię, czując panikę zakradającą się do jej serca. Co ona powie Mary?
-Jim, proszę. - szepnęła, przyciskając dłonie do piersi.
Zamknęła oczy i zacisnęła drżące wargi, by się nie rozpłakać. Jak mogła popełnić ten sam błąd drugi raz? Czy śmierć Rose niczego jej nie nauczyła? Drgnęła na wspomnienie siostry, a ból rozerwał jej serce. Zabiła Rose, jej nieodpowiedzialność ją zabiła, a teraz Jim zniknął, także przez nią. Skuliła się mimowolnie.
Jestem taka słaba, pomyślała.
-Proszę.. Nie chce przechodzić przez to znowu. - szepnęła, zaciskając mocniej powieki.
-Emma? - usłyszała nad sobą zaniepokojony głos.
Podniosła gwałtownie głowę i zobaczyła Jima, który stał nad nią ze zmartwioną miną, jakby nie był pewny dlaczego Emma siedzi na korytarzu, skulona pod ścianą i płacze, mamrocząc coś pod nosem.
Emma rzuciła się na niego, a on wrzasnął przestraszony, ale umilkł gwałtownie, gdy przytuliła się do niego, wciąż klęcząc na podłodze. Łzy ulgi ciekły jej po policzkach, gdy wtulała twarz w jego chudą pierś.
-Jim.. Dzięki Bogu.. - wymamrotała, a on zamarł, niepewny co zrobić, po czym niezgrabnie poklepał ją po plecach.
-Już.. już dobrze. Wszystko będzie dobrze. Eee.. coś się stało? - zapytał niepewnie, a ona nagle świadoma tego co robi, cofnęła się gwałtownie. Jim drgnął, wystraszony i niepewny, a ona stwierdziła, że pewnie wygląda jeszcze gorzej niż on, cała zapłakana i spocona. Jednak zażenowanie zamieniło się w gniew, więc wstała i pochyliła się nad chłopcem, który pośpiesznie odwrócił wzrok.
-Jim.. - zaczęła, czując jak głos drży jej od bezsilnej złości. - Gdzieś ty był?
-Nie mogłem zasnąć, więc poszedłem się rozejrzeć. - odparł po chwili, krzyżując ręce na piersi w obronnym geście. Emma czuła, jak złość gromadzi się w jej ciele, gotowa w każdej chwili wybuchnąć. Wściekła otarła łzy z policzków i wbiła wzrok w chłopca. Mimo iż miała ochotę zrzucić go z dachu jakiegoś budynku, w głębi duszy dziękowała bogom za to, że nic mu się nie stało.
-Powiedz mi, jesteś głupi? - zapytała, siląc się na spokój. Jim drgnął, patrząc na nią z niedowierzaniem.
-O co ci chodzi? Chcesz się bić? - warknął, a ona poczuła, że zaraz naprawdę mu przywali.
-Coś ty sobie myślał, wychodząc tak sobie, podczas gdy wszędzie naokoło są Pożeracze, co?! Jim, mogłeś zginąć, przez tą swoją beztroskę! - powiedziała, a on spojrzał na nią z niedowierzaniem.
-To ty biegałaś po korytarzu, wrzeszcząc! Pewnie usłyszeli cię we wszystkich Strefach! - warknął, nagle zwalając winę na nią, a ona poczuła jeszcze większą złość, również biorącą się z tego, że miał rację.
-Och wybacz, że martwiłam się o to, czy nie zostałeś przypadkiem pożarty. Naprawdę nie chciałam. - rzuciła z ironią, kipiąc ze złości.
-Nie musisz się o mnie martwić! Umiem o siebie zadbać, wiesz? - syknął, równie wkurzony jak ona.
-Boże, jakiś ty głupi. - powiedziała, łapiąc się za głowę.
Już miał coś powiedzieć, gdy oboje usłyszeli cichy głos:
-Jim? Emma? - odwrócili się i zobaczyli Mary, która stała kilka kroków od nich, przecierając zaspane oczy. Emma rzuciła Jimowi ostatnie wrogie spojrzenie, po czym podeszła do Mary i uklękła, patrząc na nią z lekkim uśmiechem.
-Coś się stało Mary? Dlaczego nie śpisz? - zapytała, podczas gdy Jim stanął obok niej z obrażoną miną. Jednak gdy spojrzał na siostrę, złość wyparowała i na jego twarzy pojawił się niepokój.
-Ktoś krzyczał. - powiedziała, ciągle zaspana. Jim spojrzał na Emmę ukradkiem, a w jego spojrzeniu czaiła się satysfakcja, jakby tym udowodnił, że wcześniej miał rację i to była jej wina. Naszła ją ochota, by zrzucić go z pobliskich schodów, ale szybko się otrząsnęła.
-Jim i ja trochę się posprzeczaliśmy. Wybacz, nie chcieliśmy cię obudzić. - wyjaśniła małej, ale ona pokręciła głową i wskazała za siebie, w stronę sali konferencyjnej.
-Nie. Na dole ktoś krzyczał. - powiedziała, a Emma spojrzała na nią niepewnie, po czym wstała, wzięła ją za rękę i ruszyła w stronę wskazaną przez małą. Jim potruchtał za nimi, krzywiąc się, gdy stawał na chorą nogę.
Dotarli do sali, przecisnęli się przez szczelinę, po czym Emma puściła Mary i podeszła do okna. Spojrzała na ulicę i zamarła. Zobaczyła trzy Pożeracze. Dwa pochylały się nad czyimś ciałem, a jeden szedł w stronę mężczyzny, który trzymał broń i mierzył w idącego w jego stronę potwora, ale Emma nawet stąd widziała, jak trzęsą mu się ręce.
Już miała się odwrócić, by nie oglądać śmierci mężczyzny, gdy wtem zobaczyła za nim jakąś małą postać. Otworzyła szeroko oczy, wpatrzona w małą dziewczynkę, która trzymała się kurczowo spodni mężczyzny, zapewne swojego taty. Pożeracz był coraz bliżej nich, ale chyba był zraniony w nogę, bo nie przyspieszał, jak to potwory miały w zwyczaju, gdy widziały swoją ofiarę.
Emma zacisnęła zęby, odwróciła się i dopiero wtedy zobaczyła Jima, który także patrzył na to co działo się na dole. Zbladł i trzęsły mu się ręce, a jego oczy były szeroko otwarte. Emma chwyciła go za ramię, chcąc odciągnąć, ale on się wyrwał i spojrzał na nią tak przerażonym wzrokiem, że aż się wzdrygnęła.
-Jim.. - zaczęła, ale on jej przerwał.
-Musimy im pomóc. - powiedział, a ona spojrzała na niego jak na wariata.
-Jim, tam są trzy Pożeracze. Nie możemy tam iść. - zaprotestowała, ale on pokręcił głową.
-To mój wujek. - rzucił drżącym głosem, a ona zamarła. Pokręciła powoli głową, prosząc w duszy, by zamilknął. Nie mogła tego słuchać. - I Clary. - dodał, a imię dziewczynki wymówił tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, że jest dla niego bardzo ważna.
Emma przełknęła ślinę, ciągle przeciwna.
-Nie ma mowy, Jim.. - szepnęła, czując się okropnie. Chłopak prawie płakał, a z ulicy pod nimi rozległ się rozrywający krzyk dziewczynki. Jednak ona nie mogła pozwolić, by Jim i Mary znaleźli się w niebezpieczeństwie.
-To moja druga rodzina! Moja i Mary! Oni tam umierają, a my możemy im pomóc! - krzyczał, a w jego głosie słyszałam taką desperację, że skuliłam się w sobie. - Emma, proszę.. Oni są dla nas bardzo ważni. Wujek będzie mógł nam pomóc. Da nam jedzenie i jakieś ubrania. Zawsze nam coś przynosił, gdy przychodził nas odwiedzić. Nie możemy go tak zostawić.. Co byś zrobiła, gdyby to była twoja rodzina?
Emma zamarła, czując, jak krew odpływa jej z twarzy. Jim patrzył na nią z taką nadzieją.. a ona nie mogła mu pomóc. Pokręciła głową.
-Wybacz, Jim. Nie mogę wystawić was na niebezpieczeństwo. - powiedziała, a do jego oczu wkradła się złość.
-Ciągle nas narażasz! Mogłaś nie brać nas z tamtego domu! Bylibyśmy bezpieczniejsi niż z tobą, ale jednak ty wiedziałaś lepiej! - krzyknął, a jego słowa wbijały się w jej serce jak igły.
-Chciałam was chronić. - szepnęła, nie wiedząc skąd u niej taka niepewność. Jim walnął pięścią w ścianę i spojrzał na nią z wrogością której nie spodziewałaby się u żadnego dziecka.
-Nas chciałaś chronić, ale ich już nie? Jak możesz decydować o tym kto ma żyć, a kto umrzeć? Jeśli masz siłę i odwagę, powinnaś wszystkim pomagać, nie tylko wybranym! - kurczyła się z każdym jego słowem i pewnie kurczyłaby się dalej, aż w końcu by znikła, gdyby nie Mary, która zaczęła płakać, ciągle stojąc przy barykadzie.
-Przestań, Jim! Jim niedobry! - krzyknęła przez łzy. Jim dyszał ciężko, patrząc na Emmę, lecz ona nie mogła podnieść wzroku. Nie mogła na niego spojrzeć. Odwróciła się od niego plecami, czując obrzydzenie do samej siebie. Jednak nie mogła się zgodzić. Nie mogła tak ryzykować. Na ulicy znów rozległ się krzyk, tym razem mężczyzny.
-Nienawidzę cię. - powiedział Jim za jej plecami, a ona tylko zacisnęła pięści, milcząc.
Odwróciła się, by go jakoś uspokoić, gdy nagle chłopak okręcił się na pięcie, przecisnął się przez szczelinę i zanim zdążyła krzyknąć, puścił się biegiem przez korytarz. Zaklęła i rzuciła się w pogoń, lecz zatrzymała się jeszcze i spojrzała na Mary, która ciągle płakała.
-Mary, musisz tu zostać. Rozumiesz mnie? Musisz schować się i na mnie poczekać. - dziewczynka pokiwała głową, po czym wpełzła do szafki biurka. Emma kiwnęła głową, jednak w głębi duszy czuła niepokój. Co jeśli Pożeracze dostaną się do budynku i ją znajdą? Zagryzła wargę, lecz przypomniała sobie o Jimie, więc tylko zacisnęła pięści i się odwróciła.
Popędziła korytarzem, zbiegła po schodach, znów korytarzem i znów po schodach. Gdy wreszcie znalazła się na parterze, zobaczyła Jima wybiegającego przez drzwi na zewnątrz. Pobiegła za nim, a słońce uderzyło ją w twarz. Rozejrzała się szybko i zobaczyła, że dwa Pożeracze podniosły głowy znad ciała młodej kobiety i teraz wbijały wzrok w Jima, który pędził przez ulicę do swojego wujka. Mężczyzna stał pod ścianą jakiejś kawiarenki, a jego córka biegła ulicą w panicznej ucieczce.
Pożeracz, który jeszcze chwilę temu szedł na mężczyznę, teraz puścił się biegiem za dziewczynką. Miał zranioną nogę, ale i tak poruszał się szybko. Mężczyzna zamarł, lecz po chwili wycelował pistolet i strzelił, ale jego ręce za bardzo drżały i pocisk minął cel o jakieś dwa metry. Dwa Pożeracze podniosły się znad ciała i teraz ruszyły na mężczyznę.
Jim krzyknął do wujka, a ten na dźwięk głosu odwrócił się. Emma drgnęła. W oczach mężczyzny zobaczyła przerażenie tak wielkie, że mężczyzna wyglądał jak obłąkany. Nie miała jednak czasu zastanawiać się nad jego stanem, bowiem Jim właśnie biegł na pewną śmierć. Emma wyciągnęła pistolet i wycelowała w pierwszego Pożeracza, podchodzącego do mężczyzny i Jima. Strzeliła, a huk rozniósł się po całej okolicy. Pożeracz padł na ziemię, lecz Emma wiedziała, że przesunął się wcześniej i kula trafiła w bok głowy i prawie na pewno go nie zabiła. Akurat, gdy o tym pomyślała, potwór zaczął się podnosić. Zaklęła i znów wycelowała, podczas gdy potwór spojrzał na nią, tymi przerażającymi oczami i ruszył w jej stronę.
Słyszała za sobą krzyki dziewczynki, ale nie mogła jej pomóc. Wymierzyła i strzeliła, lecz Pożeracz przyspieszył i z łatwością wyminął pocisk. Emma także zaczęła biec, starając się znaleźć jakieś wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.
Odwróciła się, akurat w chwili, gdy Pożeracz wybił się i teraz skakał na nią z obnażonymi zębami. W ułamku sekundy podniosła broń i wystrzeliła. Pocisk trafił idealnie w gardło potwora. Odsunęła się, a on spadł bezwładnie na ziemię. Strzeliła w jego nieruchomą sylwetkę jeszcze raz, po czym podniosła wzrok i zamarła.
Jim był już prawie przy mężczyźnie, tak samo jak Pożeracz. Emma ruszyła w ich stronę, lecz wtedy usłyszała rozrywający krzyk dziewczynki. Spojrzała w jej stronę i poczuła, jak nadzieja na jej ratunek, znika w ciemnej otchłani. Pożeracz, który ją gonił, właśnie złapał ją za rękę i na jej oczach wgryzł się w szyję małej. Wtem mężczyzna też wrzasnął, a gdy Emma na niego spojrzała, zobaczyła, że celuje w Pożeracza, a po jego policzkach spływają łzy. Strzelił trzy razy, za każdym razem niecelnie. Pożeracz puścił dziewczynkę, a ona opadła na ziemię i tam znieruchomiała. Potwór odwrócił się i przez chwilę Emmie się wydawało, że widzi na jego twarzy uśmiech, lecz musiało jej się wydawać, bo w tej chwili Pożeracz ruszył na mężczyznę i jego twarz stała się niewyraźna przez prędkość.
Emma ruszyła biegiem do Jima, ale Pożeracze były szybsze. Mężczyzna tymczasem strzelał we wszystko, krzycząc wniebogłosy. Oszalał, pomyślała Emma, jeszcze bardziej obawiając się o Jima, który stanął i jak wryty patrzył na wujka.
Emma podniosła broń i strzeliła, trafiając jednego z potworów w ramię i tym samym wywracając go. W biegu trudno jej było wymierzyć, ale nie poddawała się i próbowała strzelić do drugiego potwora, ale na darmo.
Była już prawie przy Jimie, gdy Pożeracz skoczył, więc zatrzymała się i strzeliła. Jednak był szybszy. Jakoś udało mu się wyminąć pocisk i teraz stał między mężczyzną, a Jimem. Zamachnął się ręką i uderzył w mężczyznę, który poleciał jak szmaciana lalka, po czym z hukiem uderzył w budynek. Osunął się na ziemię, ale nie zemdlał, bo już po chwili podnosił się, a w jego oczach Emma widziała szaleństwo.
Wykorzystując sytuację, Emma strzeliła do potwora, którego wcześniej postrzeliła w ramię, zabijając go. Pożeracz, który uderzył mężczyznę odwrócił się w jej stronę, a Emma ze zgrozą stwierdziła, że z ust zwisał mu kawałek skóry dziewczynki. Stłumiła wymioty, celując do niego z pistoletu. Ruszył, ale w tej samej chwili strzeliła. Pocisk przeszedł przez jego czaszkę, a krew trysnęła na drzwi kafejki. Potwór padł na ziemię, a wokół nich nagle zrobiło się strasznie cicho.
Wtem poczuła szarpnięcie i straszny ból w brzuchu. Jak na zwolnionym filmie spojrzała w dół i zobaczyła plamę krwi, która powiększała się z każdą chwilą. Jim odwrócił się do niej, a jego oczy otworzyły się szeroko z przerażenia. Emma podniosła wzrok i jak przez mgłę zobaczyła, że wujek Jima wciąż trzyma broń uniesioną po strzale. Zachwiała się, przyciskając dłoń do rany i czując, jak świat wywraca się do góry nogami.
-Lisa.. Clary.. Moje ukochane.. - szeptał wujek Jima, patrząc na Emmę jak na potwora. Oddychała z trudem, próbując się uspokoić. Mięśnie bolały ją po walce, ale jakoś zdobyła siłę, by utrzymać się na nogach.
-Potwory... Potwory! Nie wybaczę wam! - krzyknął mężczyzna z obłędem w oczach. Wycelował w Jima, na co ten cofnął się przerażony, a Emma nie myśląc podniosła pistolet i strzeliła. Mężczyzna drgnął, po czym padł na kolana,. Dziura w jego piersi wyglądała jak ciemna otchłań. Z ust wypłynęły mu stróżki krwi. Patrzył na Emmę tymi szalonymi oczami, jakby nie wierzył w to, co zrobiła, po czym padł na ziemię i już się nie poruszył.
Jim drżał na całym ciele, ale odwrócił się i chwiejnym krokiem podszedł do Emmy. Z oczu ciekły mu łzy, a głos drżał, gdy mówił:
-Ja.. ja przepraszam.. ja nie.. - zamachnęła się i uderzyła go w twarz, a paskudny plask rozszedł się po okolicy, jak wystrzał z broni. Siła uderzenia sprawiła, że głowa chłopaka odskoczyła w bok. Jim odwrócił się powoli do Emmy, lecz nic nie powiedział. Wbił wzrok w ziemię, podczas, gdy ona patrzyła na niego, zaciskając usta. Z trudem łapała oddech, a dłoń miała całą czerwoną od uciskania rany.
-Mam nadzieję, że wiesz już dlaczego nie chciałam im pomóc. Bo to było niemożliwe. Nie każdemu można pomóc, Jim. A ty byłeś tak głupi, by dać się ponieść emocjom i o mało co nie zginąłeś. Gdybym miała tylko więcej siły, walnęłabym cię jeszcze raz. - syknęła, a on tylko odwrócił wkurzony wzrok.
Odepchnęła się od ściany i zachwiała się niebezpiecznie, lecz po chwili złapała równowagę i powoli ruszyła w stronę banku, krzywiąc się z bólu. Jim  ruszył za nią, ciągle patrząc w ziemię. Uderzenie sprawiło, że opanował się i już nie płakał. Szedł w ciszy za dziewczyną, która dyszała ciężko z wysiłku. Starała się nie myśleć o tym, co zrobiła przed chwilą.
Z wielkim trudem wspięli się na piętnaste piętro, a gdy już byli bezpieczni Emma padła na ziemię, uderzając twarzą w podłogę. Jim krzyknął i przyskoczył do niej, a Mary wyszła z ukrycia i pisnęła, widząc plamę krwi, tworzącą się pod Emmą.
-Emma.. - zaczął Jim przestraszony, a dziewczyna zauważyła, że jego policzek jest czerwony po jej wcześniejszym uderzeniu. Poczuła tak wielką nienawiść do siebie samej, że odepchnęła ręce chłopaka i odsunęła się pod ścianę.
-Zostawcie mnie. - szepnęła.
Przez chwilę wszyscy milczeli, a cisza zdawał się ich przytłaczać. Jim podszedł do Emmy niepewnie, a Mary truchtała za nim.
-Ale twoja rana..
-Zostawcie mnie w spokoju, Jim! - krzyknęła, a on cofnął się przestraszony. Wbijała w niego wzrok, lecz jak to Jim, nie mógł jej odpuścić. W jego oczach widziała urazę, ale też poczucie winy. Mierzyli się więc spojrzeniami aż chłopak zacisnął pięści i odwrócił się od niej, ciągnąc za sobą Mary. Usiedli w przeciwległym kącie, nie patrząc na nią.
Zamknęła oczy i skuliła się, przyciskając ręce do rany. Tak bardzo chciała się poddać. Miała już dość oglądania śmierci. Oddychała z trudem, czując ból, który oplatał jej ciało jak wąż. Czuła, że nie wytrzyma dłużej. To było po prostu dla niej za wiele.
Zacisnęła powieki, pragnąc, by to wszystko już się skończyło.


* * *


Skrzywiła się i z wielkim trudem powstrzymała się od krzyku. Zaciskała zęby, a jej ciałem wstrząsały drgawki. Ręce się jej trzęsły, gdy próbowała wyciągnąć kulę z rany na brzuchu. Zacisnęła powieki i wzięła urywany oddech, próbując się uspokoić.
Czuła na sobie spojrzenie Jima, który siedział razem z Mary i patrzył na nią. Mary kuliła się u jego boku, płacząc cicho. Emma zacisnęła zęby jeszcze mocniej, aż zgrzytnęły, znów próbując wyjąć ten przeklęty kawałek metalu.
Zbliżyła rękę do rany i dotknęła poszarpanej skóry, krzywiąc się. Ból przeszył jej ciało, ale ona tylko głębiej wcisnęła rękę, lecz nie mogła się skupić na szukaniu kuli, gdy ból rozrywał jej ciało. Wyciągnęła rękę z rany i uderzyła w ścianę z frustracją.
Opadła bezwładnie na ziemię, oddychając spazmatycznie. Jak mogła wpakować się w takie gówno? Przed oczami stanęła jej twarz wujka Mary i Jima, który patrzył na nią z niedowierzaniem, po tym, jak go zastrzeliła. Wzdrygnęła się. Zabiła go. Zabiła zwykłego człowieka.
Zacisnęła powieki, czując się jeszcze gorzej niż wcześniej.
-Ja się tym zajmę. - otworzyła oczy i spojrzała na Jima, który stał nad nią, lecz nie patrzył jej w oczy. Wbijał wzrok w ziemię, tak jak wcześniej, gdy go uderzyła. Ciągle miał zaczerwieniony policzek, a na jego widok Emma znienawidziła się jeszcze bardziej.
-Sama sobie poradzę. - mruknęła, odwracając od niego wzrok.
-Nie pytałem cię o zgodę. - rzucił, a ona spojrzała na niego z niedowierzaniem. Taki mały, a tak się rządził. Zawsze musiał jakoś ją zdenerwować. Nawet, gdy leżała zakrwawiona na ziemi w starym banku, z dziurą w brzuchu i z depresją, musiał ją zdenerwować.
-Ile ty w ogóle masz lat? - zapytała wkurzona.
-Jedenaście. - odparł krzyżując ręce na piersi. Prychnęła lekceważąco.
-A ja siedemnaście, więc raczej to ja tutaj mam więcej doświadczenia. - rzuciła, a on spojrzał jej w oczy, jakby znów chciał się bić na spojrzenia. Uklęknął obok niej.
-Tata był lekarzem. Wiele razy widziałem jak wyciągał kule z ran postrzałowych. - powiedział cicho, a ona tylko patrzyła na niego, milcząc. Tkwili tak w milczeniu jeszcze przez chwilę, po czym chłopak wyciągnął kawałek materiału i podał jej.
-Wgryź się w to. - poradził, a ona uniosła brwi.
-Chyba żartujesz. Nie jestem psem. - warknęła, a on rzucił jej wkurzone spojrzenie.
-To lepsze, niż odgryzienie języka. - syknął, a ona prychnęła, ale wzięła materiał. - Będzie bolało.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo Jim po prostu włożył palce do rany, a ona otworzyła szeroko oczy i krzyknęła, lecz chłopak wyrwał jej materiał z dłoni i wcisnął do ust. Zacisnęła na nim zęby, czując łzy napływające do oczu. Ból zalewał ją falami, podczas gdy Jim pochylał się nad nią i grzebał w dziurze po kuli.
Cholera, cholera, cholera, cholera jasna! Tylko tyle przychodziło jej na myśl w tej chwili. Po twarzy Jima spłynęła strużka potu, gdy próbował znaleźć kulę, a ona wyginała się, zaciskając zęby z całej siły na materiale. Nie pomagała mu, ale ciało działało wbrew jej woli. Powoli czuła, jak traci świadomość, lecz Jim uderzył ją lekko po policzku, ocucając.
-Nie możesz zemdleć. Jeszcze.. jeszcze chwilę. - powiedział, ale głos mu drżał. To musiało być dla niego trudne. Być może trudniejsze niż dla niej. Odetchnęła głęboko, czując ciepłe łzy na policzkach. Natrafiła dłonią na jego wolną rękę i ścisnęła ją mimowolnie. Chłopak skrzywił się pod wpływem bólu, ale nic nie powiedział.
-Jeszcze chwilę. Wytrzymaj. - mówił, a ona kiwała głową, na wpół świadoma. Co chwilę ból wstrząsał jej ciałem, a ona całą siłą woli nakazywała sobie leżeć spokojnie.
W końcu, chyba po całej wieczności bólu Jim wyciągnął palce, trzymając w nich kulę. Rękę miał zakrwawioną, a twarz spoconą i bladą. W tej chwili wyglądał bardziej krucho niż zwykle. Emma oddychała ciężko, starając się uspokoić. Wypluła materiał, a Jim spojrzał na nią z niepokojem, odkładając kulę na bok.
-Gdzie masz apteczkę? - zapytał, ale ona nie była w stanie odpowiedzieć. Oczy same jej się zamykały, a ból ciągle promieniował w jej ciele. Mary, która do tej pory stała z boku i patrzyła na nich z przerażeniem, teraz drgnęła jak wyrwana z transu i pobiegła do plecaka Emmy. Wyciągnęła apteczkę i podała ją bratu.
Emma jak przez mgłę widziała Jima, który czyści i zakłada opatrunek na ranę. Czuła ból, gdy to robił, ale ten był - w porównaniu z katuszami przy wyciąganiu kuli - tylko łaskotaniem. Mimo tego, że co chwilę mdlała, a Jim mówił coś do niej spanikowany, wiedziała, że wyjdzie z tego.
Świat nie był tak łaskawy, by zabić ją w ten sposób.


* * *


Obudziła się, gdy słońce całkowicie zniknęło z nieba, a za oknem panowały egipskie ciemności. Rozejrzała się i próbowała wstać, ale poczuła ból w brzuchu. Gdy spojrzała w dół zobaczyła opatrunek, który przesiąknął krwią. Skrzywiła się i podniosła wzrok. Mary leżała w kącie, przykryta bluzą Jima, a sam chłopak siedział koło Emmy, trzymając ją wciąż za rękę. Spał na siedząco, z głową przekrzywioną na bok i otwartą buzią. Oddychał miarowo, a Emma zobaczyła, że przykrył ją jej bluzą, którą pewnie znalazł w plecaku. Sam nie miał nic na sobie, więc Emma szybko przykryła go swoim okryciem. Poczuła chłód pokoju i wzdrygnęła się na myśl, że chłopak wytrzymał tak całą noc.
Jakby czując na sobie jej wzrok chłopak powoli otworzył oczy i ich spojrzenia się spotkały.
-Obudziłaś się. - szepnął, wciąż zaspany. Podniósł się lekko i spojrzał na bluzę, którą go okryła, a później na nią. - Nie musiałaś mnie przykrywać. Tobie przyda się bardziej.
Chciał ją znów przykryć, ale pokręciła słabo głową.
-Weź ją. Ja już się wyspałam. - odparła, próbując się podnieść. Skrzywiła się, gdy ból przeszył jej ciało. Zakręciło jej się w głowie i poczuła mdłości.
-Ale nie jest mi zimno, więc ty ją weź. - rzucił, lecz widziała na jego rękach gęsią skórkę.
-Przecież widzę, że ci zimno. Weź ją. - powiedziała, czując irytację. Chłopak także najwyraźniej tracił cierpliwość.
-Mówię, że mi nie jest potrzebna. Zakładaj ją. - zarządził, a on tylko prychnęła, przecierając ręką oczy.
-Nie będziesz mi rozkazywał, kurduplu. Zakładaj tę cholerną bluzę. - syknęła, a on zaśmiał się z politowaniem.
-Nie mam zamiaru cię słuchać, starucho. - rzucił, zakładając ręce pod głowę i zamykając oczy. Emma właśnie miała mu przywalić, gdy otworzył oczy, a smutek, który w nich zobaczyła tak ją zaskoczył, że znieruchomiała.
Chłopak usiadł prosto, wbijając wzrok przed siebie.
-Przepraszam, za to co się stało. - wypalił, a Emma westchnęła, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. Wiedziała w głębi duszy, że na jego miejscu zareagowałaby tak samo. Gdyby tam był Jack, nie zawahałaby się przed działaniem. Nawet gdyby otoczyłaby go cała chmara Pożeraczy.
-Wiesz, że już nie jestem zła, kurduplu. - powiedziała, a on tylko się skulił.
-Ja po prostu.. Nie wiedziałem, że wujek będzie się tak zachowywał.. - pokręcił głową, jakby chciał pozbyć się obrazu z wcześniejszych wydarzeń. - To do niego niepodobne.. On.. Był naprawdę dobrym człowiekiem. Uwielbiał Mary, a ze mną zawsze oglądał filmy.
Zamilkł, jakby niepewny, czy kontynuować. Emma spojrzała na niego i westchnęła.
-Ludzie się zmieniają, Jim. Twój wujek stracił żonę i córkę.. Sam mógł umrzeć. Przestał myśleć jasno i po prostu.. - nie wiedziała jak delikatnie to nazwać.
-..oszalał? - dokończył Jim, a ona kiwnęła głową. Chłopak wziął drżący oddech. - Ale wiesz.. mi nawet nie jest przykro, że zginął. - Emma spojrzała na niego z niedowierzaniem. Zacisnął pięści, ciągle patrząc przed siebie. - Gdy zobaczyłem jego oczy to ja.. bałem się. Myślałem, że mnie zabije. A potem cię postrzelił. To mnie przeraziło bardziej, niż widok Pożeraczy. Bałem się, że umrzesz. Że znów zostaniemy sami.
Ostatnie dwa zdania powiedział tak cicho, że prawie go nie usłyszała. Wiedziała ile musiały go kosztować te słowa. Uśmiechnęła się lekko, po czym poczochrała go po włosach.
-A więc nie jesteś takim twardzielem jak myślałam, co? - zapytała, a on drgnął i odwrócił się do niej ze złością w oczach. Zaśmiała się i był to jej najszczerszy śmiech od śmierci Rose. - Jednak potrafisz być czasem słodki, kurduplu.
Zarumienił się mocno, po czym podniósł się gwałtownie, prawie się przewracając.
-Co za głupota. Idę do Mary. - wymamrotał i podszedł sztywno do siostry. Usiadł obok niej i skrzyżował ręce na piersi, po czym wbił wzrok w podłogę. Emma uśmiechała się szeroko, patrząc na niego, a on tylko rzucił jej przelotne spojrzenie. Wystawił język i pociągnął za dolną powiekę, robiąc niesamowicie głupią minę, po czym odwrócił się, prychając i wbił wzrok w ścianę.
Gdy w końcu się uspokoił i zasnął, Emma westchnęła. Musieli się śpieszyć. Nie mogła sobie pozwolić na dalsze opóźnienia. Musieli jak najszybciej dotrzeć do Pierwszej Strefy, jednak w jej obecnym stanie nie była pewna, czy da radę.
Spojrzała na ciemność za oknem. Księżyc i gwiazdy zniknęły, jakby chciały się schować przed okrucieństwem tego świata. Westchnęła myśląc o tym, co Jim powiedział jej wcześniej. Może rzeczywiście źle zrobiła, biorąc ich ze sobą. Może daliby sobie radę sami. Oparła głowę o ścianę i spojrzała na sufit w zamyśleniu. Wiedziała, że Jim mógł mieć racje. Jednak dopiero teraz do niej dotarło, że to ona ich potrzebowała, nie odwrotnie. To dzięki nim nie zamknęła się całkowicie w sobie. Wzięła ich ze sobą by im pomóc, ale również dlatego, że chciała pomóc sobie. Nie mogła zostać sama... Bała się samotności.
Spojrzała na śpiące dzieci i uśmiechnęła się. Jej wzrok zatrzymał się na dłużej na Jimie. Ten chłopak tak bardzo ją denerwował tą swoją upartością, pewnością siebie i beztroską.. a jednak mimo wszystko tak bardzo się do niego przywiązała. Wniósł do jej życia trochę światła, które chociaż odrobinę rozświetliło ciemność zostawioną przez Rose. Była mu tak bardzo wdzięczna, a jednak wiedziała, że nigdy mu tego nie powie. Była na to za dumna.
Uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, że Jim trochę przypomina jej siebie. Prychnęła cicho i zamknęła oczy. Chyba się starzeje, pomyślała. Westchnęła, otworzyła na chwilę oczy, by spojrzeć na dzieci, po czym znów je zamknęła i w końcu pozwoliła sobie na sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy