Emma wystrzeliła do przodu i cięła go po twarzy sztyletem lepkim od krwi. Potwór wydał z siebie gardłowy dźwięk, ale rana była płytka, więc szybko się odwrócił i złapałby ją, gdyby nie uskoczyła. Jednak nogi nagle odmówiły jej posłuszeństwa i runęła na ziemię. Wiedziała, że wykorzystuje swoje ciało do granic możliwości, ale nic nie mogła na to poradzić. W normalnej sytuacji by się poddała, ale teraz emocje w niej buzowały, a dzika żądza zemsty nie pozwalała jej przestać wstawać. Także teraz się podniosła, mimo iż w głowie jej huczało od tępego bólu, a każdy mięsień płonął żywym ogniem. Na chwiejnych nogach ruszyła na Pożeracza, który zamarł w przysiadzie, lecz już po chwili poruszył się i w mgnieniu oka znalazł się przy niej. Cięła nożem, a potwór zachwiał się, lecz Emma nie miała siły zadać mocniejszego uderzenia, przez co jej cięcia przypominały lekkie zadrapania na ciele Pożeracza. Na jej oczach rany zaczęły się goić, jak na przyspieszonym filmie. Zaklęła pod nosem, myśląc gorączkowo.
Nie miała jednak dużo czasu, bo Pożeracz już na nią ruszał, pełzając po ziemi jak wąż. Emma wzdrygnęła się z obrzydzeniem i wtedy pomysł wpadł jej do głowy. Ryzykowny, ale teraz nie obchodziło jej co jest niebezpieczne i ryzykowne, a co nie.
Nie miała siły się ruszyć, więc po prostu czekała w miejscu, podczas gdy Pożeracz zaczął przyspieszać. Dopiero gdy był przy niej, wyciągnęła przed siebie nóż i runęła do przodu, prosto na potwora. Sztylet wbił się w jego ciało aż po rękojeść, a Pożeracz zacharczał, drgnął kilka razy i znieruchomiał. Emma sturlała się z niego, wyszarpując nóż. Pistolet już dawno wyrzuciła, bowiem naboje szybko się skończyły, więc teraz walczyła tylko za pomocą sztyletu. Przez to walka zajmowała jej o wiele więcej czasu, ale innej możliwości nie miała.
Znieruchomiała na ziemi, a pot spływał po jej ciele cienkimi stróżkami. Czuła się okropnie, ale nie potrafiła przestać. Nie potrafiła się poddać, bo gdy tylko zamykała oczy, gotowa odpuścić, od razu pod powiekami pojawiała się twarz Rose. Nie tej roześmianej Rose, którą tak chciała pamiętać, tylko jej martwe oczy, które wpatrywały się w nią pusto, pozbawione emocji.
Emma dyszała, a przy każdym oddechu, jej płuca płonęły. Powieki same jej opadały, ale ona usilnie walczyła by ich nie zamykać. Nie zniosłaby znów tego strasznego obrazu Rose. Zacisnęła zęby, czując kolejne łzy napływające jej do oczu.
Nagle usłyszała gdzieś za sobą dyszenie i przyspieszone kroki. Z trudem podniosła głowę i zobaczyła kolejnego Pożeracza, a za nim jeszcze jednego. Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w skórę. Podnieś się, rozkazała sobie, ale ciało nie chciało jej słuchać. Zaklęła i używając całej swojej siły przeturlała się na brzuch. Jej ubranie było podarte, a liczne zadrapania na ciele krwawiły, niektóre bardziej, a niektóre mniej obficie. Do tego jeden z Pożeraczy mocno zranił ją w nogę i musiała przewiązać ją sobie kawałkiem materiału, który oderwała od podartej koszulki. Była pewna, że wda się tam zakażenie, ale ważniejsze było zatamowanie krwawienia. Noga ciągle ją bolała, ale wciąż nie był to ból, który mógłby przewyższyć jej wewnętrzne cierpienie. Jej serce zdawało się krwawić i żaden opatrunek nie mógł tego bólu ukoić.
Pożeracze już ją zauważyły i teraz biegły w jej stronę. Emma podniosła się z trudem do pozycji klęczącej, ale to był jej limit. Całkowicie straciła czucie w nogach i nie ważne jak klęła i się starała, nie mogła wstać. Ręce jej drżały, gdy podnosiła je i celowała nożem w nadbiegające potwory. Włosy, które już dawno wyślizgnęły się z kucyka, teraz okalały jej bladą twarz, a ich końcówki były poplamione zaschniętą krwią. Nie wiedziała, czy była to jej krew, czy Pożeraczy.
Gdy jeden z potworów do niej dobiegł, cięła sztyletem po jego brzuchu, padła na ziemię i przeturlała się. Pożeracz upadł i potoczył się kawałek, a drugi na niego wpadł. Emma podniosła się, dysząc, ale ręce się pod nią ugięły i uderzyła brodą o twardą ziemię. Tępy ból przeszył jej głowę, a przed oczami pojawiły się mroczki.
Zobaczyła rozmazaną sylwetkę Pożeracza, który właśnie skakał na nią z wyciągniętymi rękami. Automatycznie się przeturlała, a potwór padł na ziemię w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżała. Wykorzystując resztki sił uniosła ręce i z całej siły jaka jej została wbiła sztylet w kark Pożeracza. Ten prawie natychmiast znieruchomiał, lecz Emma nie zdążyła nawet odetchnąć, gdy zobaczyła drugiego potwora, który właśnie podnosił się z ziemi. Na jego brzuchu nie było ani śladu wcześniejszego cięcia, została tylko rozdarta bluzka.
Głowa Emmy bezwładnie opadła na ramiona. Jej ciało pulsowało bólem, czuła się tak, jakby ktoś wbijał w nią tysiące igieł. W piersi ją kuło, a płuca paliły. Wzrok miała rozmazany, powieki ciężkie. Wiedziała, że to już jej limit. I tak była dumna, że wytrzymała tak długo. Normalnie, pewnie taki wysiłek by ją zabił, ale najwyraźniej śmierć Rose była dla niej zbyt wielkim ciosem. Ciosem, który zamiast ją dobić, dodał jej sił.
Pomyślała o Rose, która przed śmiercią powiedziała jej, że świat jest piękny. A teraz umarła właśnie w tym "pięknym" świecie. Gdyby naprawdę taki był, Rose by nie umarła. Byłaby żywa, uśmiechnięta, szczęśliwa. Dorosłaby. Jednak teraz to bez znaczenia. Rose już nigdy nie przywita Emmy tym olśniewającym uśmiechem. Nie będzie się z nią droczyć. Nie będzie się o nią martwić. W ogóle jej nie będzie. Odeszła i nie wróci. Jedynym sposobem, by znów ją zobaczyć, jest śmierć. Emma pomyślała, że Rose nie będzie na nią zła, że się poddała. A nawet jeśli, to jej wybaczy.
Już zamykała oczy, gdy dostrzegła ruch. Powietrze przeszył huk wystrzału, który wwiercił się boleśnie w uszy Emmy. Coś z hukiem padło na ziemię, a gdy dziewczyna podniosła wzrok, zobaczyła, że to Pożeracz. Z jego głowy ziała ciemna dziura, z której sączyła się krew. Emma odwróciła nieprzytomny wzrok od tego ohydnego widoku i skierowała go na parę nóg, które wyrosły tuż przed nią.
-Hej, wszystko w porządku? - usłyszała nad sobą zmartwiony głos. Nie miała jednak siły odpowiedzieć, więc tylko przymknęła powieki, oddychając płytko i skupiając się na tym, żeby nie zemdleć. Nagle ktoś chwycił ją mocno za ramiona i odwrócił na plecy. Emma dopiero teraz zdała sobie sprawę, że słońce już zaszło. Nie było jeszcze pełnej nocy, panował tylko lekki półmrok.
Ktoś pochylił się nad nią, a ona skupiła na tym kimś nieprzytomny wzrok. Był to chłopak, może trochę starszy od niej, a może w jej wieku. Miał ciemne, blond włosy i niebieskie oczy, które teraz wpatrywały się w nią z niepokojem.
-Dobrze się czujesz? Możesz się ruszyć? - zapytał nieznajomy, a ona tylko na niego patrzyła. Oddychała ciężko, a każdy oddech był jak ognisty szpikulec, wbijający się w jej płuca. Zaczęła kaszleć, a chłopak klęczący obok niej drgnął. Przewróciła się na bok, zasłaniając ręką usta, podczas gdy chłopak mówił coś do niej niewyraźnie. Gdy Emma odjęła rękę od ust, była na niej krew.
-Hej, słyszysz mnie? Co się dzieje? Cholera... Mógłbyś mi pomóc, czy będziesz tam sterczał całą noc? - zapytał nieznajomy, odwracając się gwałtownie, a Emma dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie jest sam. Patrzył gdzieś za siebie, lecz Emma nikogo za nim nie widziała. Nie wysilała się jednak zbytnio, bardziej skupiając się na tym, by się nie ruszać. Musiała odpocząć, by wróciły jej siły, by mogła znów walczyć. Będzie walczyć aż nie padnie. Albo z wyczerpania, albo przez Pożeraczy.
-Nie mamy tu nic do roboty. Zabiłeś potwora, więc możemy iść dalej. - głos, który usłyszała Emma był przepełniony rozdrażnieniem. Nie widziała jednak osoby, która się odezwała, więc przypuszczała, że stoi gdzieś dalej. Zamknęła na chwilę oczy i zacisnęła dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę, a ból rozjaśnił jej w głowie. Atak kaszlu minął i teraz dyszała ciężko, leżąc na boku.
Powinna odpocząć. Powinna dojść do siebie, do pełni sił. Wiedziała, że przez jej słabe zdrowie powinna się nie przemęczać, powinna siedzieć w domu i ukrywać się jak większość ludzi, nie wystawiając się na zbytni wysiłek. Ale nie mogła. Nie mogła patrzeć, jak te potwory powoli przejmują ich świat, świat ludzi, a oni oddają im go bez walki. Chciała pokazać im, że ludzie też potrafią walczyć, że jeszcze się nie poddali.
Powinna odpocząć. Powinna dojść do siebie, do pełni sił. Wiedziała, że przez jej słabe zdrowie powinna się nie przemęczać, powinna siedzieć w domu i ukrywać się jak większość ludzi, nie wystawiając się na zbytni wysiłek. Ale nie mogła. Nie mogła patrzeć, jak te potwory powoli przejmują ich świat, świat ludzi, a oni oddają im go bez walki. Chciała pokazać im, że ludzie też potrafią walczyć, że jeszcze się nie poddali.
Otworzyła oczy i z trudem podniosła się do pozycji siedzącej. Blondyn odwrócił się do niej, jakby wyczuł jej ruch, a w jego oczach Emma zobaczyła niepokój, który z jakichś powodów ją zirytował. Poczuła się strasznie bezradna. Nie potrafiła nawet sama się mścić. Zawsze ktoś musiał ją ratować. Łzy spłynęły po jej policzkach, a ona nie miała siły nawet ich otrzeć. Nienawidziła swojej bezsilności. Próbowała wstać, ale zabrakło jej sił i znów padła na ziemię.
-Nie wydaje mi się, żeby wstawanie po takim wysiłku było zdrowe. Lepiej się połóż. - powiedział blondyn, mierząc ją zaniepokojonym wzrokiem. Emma jednak zignorowała jego słowa i wstała, jednak zrobiła to za szybko i zakręciło jej się w głowie. Przez chwilę nie czuła nóg i myślała, że znów upadnie, lecz jakoś utrzymała się na nogach. Zachwiała się, ale gdy chłopak chciał jej pomóc, odepchnęła jego dłoń.
-Nic mi nie jest. - mruknęła, trochę zbyt ostro. Gardło miała zdarte od kaszlu i każde słowo wywoływało ostry ból. Otarła łzy, zła na siebie, że pozwoliła obcym osobom oglądać ją w takim stanie.
-Jesteś zaskakująco oschła dla kogoś, kto właśnie ocalił ci życie. - znów usłyszała ten cichy głos, ale teraz była w nim złość. Emma odwróciła się i spojrzała na chłopaka, który się odezwał. Stał kilka metrów od nich, w rękach trzymając strzelbę. Tak jak blondyn, mógł być w jej wieku, lub starszy. Był wysoki i szczupły, miał kruczoczarne włosy, wystające kości policzkowe i jasne, niebieskie oczy, które teraz były utkwione w jej twarzy. Emma dostrzegła na jego ramieniu jakąś opaskę, a gdy spojrzała na blondyna, zobaczyła taką samą również u niego. Opaska była naszyta na kurtce, ale dziewczyna nie dostrzegała co na niej jest.
-Nikt nie kazał mu tego robić. - rzuciła i schyliła się po sztylet, który ciągle tkwił w karku Pożeracza. Znów zakręciło jej się w głowie, ale jakimś cudem udało jej się nie upaść. Wyszarpnęła ostrze i wytarła je o podartą bluzkę, czując w głowie tępe pulsowanie. Całe ciało miała sztywne, a każdy ruch sprawiał jej ból.
-Może i nie, ale należą mu się chyba podziękowania. - naciskał ciemnowłosy, a blondyn, który właśnie wstał, spojrzał na niego z krzywym uśmiechem.
-Daj spokój. - rzucił, podnosząc z ziemi swoją strzelbę, którą zapewne zabił Pożeracza, tym samym ratując Emmie życie. Dziewczyna spojrzała na ciemnowłosego pustym wzrokiem.
-Nie chciałam być ratowana. - powiedziała, ocierając krew z brody. Oczy chłopaka się rozjarzyły, a blondyn natomiast znieruchomiał, jakby Emma poruszyła właśnie jakiś zakazany temat.
-Więc to dlatego nie uciekałaś? Dlatego pod koniec się poddałaś? Bo chciałaś umrzeć? - zapytał czarnowłosy cichym głosem, który jednak usłyszała bardzo wyraźnie. Nie miała ochoty tłumaczyć mu, że poddała się z wyczerpania, więc tylko na niego patrzyła. Blondyn stał sztywno, patrząc na nią wielkimi, niebieskimi oczami.
-Mam swoje powody. - odparła cicho. Chłopak ruszył w jej stronę, ze złością w niebieskich oczach. Emma stała bez ruchu, z pustym wzrokiem utkwionym w idącym w jej stronę chłopaku. Zatrzymał się krok od niej, a Emma zobaczyła z bliska brzydką bliznę na jego szyi, która znikała pod koszulką. Blizna była aż za bardzo widoczna na tle bladej skóry.
-Zgaduję, że chodzi o jakąś tragedię. - powiedział, a Emma zesztywniała. Obraz Rose pojawił się w jej głowie, wyraźny, jak świeża, bolesna rana. Chłopak miażdżył ją wzrokiem, podczas gdy w jej piersi rodziła się panika, spowodowana myśleniem o siostrze. - Myślisz pewnie, że jesteś skrzywdzona przez los. Że przez to wydarzenie nie możesz już żyć. Że musisz umrzeć. Że tylko ty cierpisz, że jesteś jedyną, która coś straciła. Ale zaskoczę cię. Co druga osoba, którą spotykam, jest taka jak ty. Nie jesteś nikim wyjątkowym. Chcesz umrzeć z takiego idiotycznego powodu, a to czyni cię tchórzem. Jesteś przez to osobą gorszą nawet od Pożeraczy, bo one przynajmniej walczą do końca. A ty chcesz poddać się od razu, bo myślisz, że zasługujesz tylko na śmierć. Jesteś naprawdę żałosna.
Jego słowa wwiercały się jej w uszy i rozbrzmiewały jej w głowie jak echo. Jego wzrok był bezlitosny, tak jak te słowa. Nie chciała tego usłyszeć. Nie chciała, by powiedział jej prawdę. Bo to była prawda. Była żałosna, ale mimo wszystko te słowa bolały. Ręce zaczęły jej drżeć i choć zaciskała je z całej siły, nie przestawały. Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że łzy najwyraźniej się już wyczerpały, bo gdyby tak nie było, teraz na pewno by się rozpłakała. Mierzyli się wściekłymi spojrzeniami, a Emma czuła w piersi lodowate zimno, jakby ktoś umieścił jej w sercu sopel lodu.
-Wystarczy. - blondyn nagle pojawił się przy nich i spojrzał przepraszająco na Emmę, jednak w jego oczach czaił się jakiś mrok, który zaniepokoił dziewczynę. Jednak nie odezwała się ani słowem. Ciemnowłosy patrzył na nią z góry, wzrokiem pełnym pogardy, który sprawiał, że chciała krzyczeć na całe gardło.
-Nie będzie oceniał mnie ktoś taki jak ty. - wypaliła, a ten zmrużył oczy. - Nic o mnie nie wiesz.
Chłopak już miał coś powiedzieć, ale blondyn położył mu dłoń na ramieniu i spojrzał na niego, porozumiewawczo. Ona i Rose też posługiwały się takimi spojrzeniami. Na wspomnienie siostry, Emma poczuła jeszcze większy ból w piersi, więc skrzywiła się lekko.
Blondyn oderwał wzrok od kompana i spojrzał na nią.
-Zakończmy ten temat. Udajmy, że nic się nie stało. - zarządził, a ciemnowłosy tylko prychnął, wkładając ręce do kieszeni. Emma milczała. - Nie będę cię zatrzymywał, jeśli będziesz chciała teraz odejść, ale według mnie powinnaś iść z nami. Nie wydaje mi się, żebyś była zdolna do dalszego wysiłku, więc..
-Dam sobie radę. - mruknęła, przerywając mu. Blondyn spojrzał na nią, a w jego oczach widziała wahanie i niepokój. Wiedziała, że chce jej pomóc, ale nie potrzebowała litości, ani współczucia. Wszyscy powinni nią gardzić, nienawidzić jej za to co zrobiła. Nie była w stanie uratować własnej siostry, a chciała ratować cały świat. Co z niej za wojowniczka, skoro nie potrafi uratować nawet jednej osoby?
Zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła się. Ruszyła przed siebie, nie patrząc na swoich wybawicieli.
-Uważaj na siebie. - zawołał za nią blondyn. Ciemnowłosy się nie odezwał, ale Emma czuła na plecach jego wzrok. Jego słowa wciąż rozbrzmiewały jej w głowie, a ona nie mogła ich wyciszyć. Zamknęła za chwilę oczy, by się uspokoić i zacisnęła palce na rękojeści sztyletu.
-Wy też. - szepnęła, wiedząc że nie usłyszą jej słów.
Zniknęła z oczu swoim wybawicielom i ruszyła dalej, w mrok.
* * *
Chłopcy szli szybko i cicho, blondyn po lewej, a ciemnowłosy kilka metrów od niego po prawej. Księżyc wisiał wysoko na niebie, co chwilę przysłaniany przez burzowe chmury. Gwiazd w ogóle nie było widać, a wszędzie wokół panował mrok.
Blondyn zagwizdał, a ciemnowłosy spojrzał w jego stronę. Chłopak pokazał na ulicę przed nimi, więc ciemnowłosy spojrzał w tamtą stronę. Jego przyjaciel wskazywał coś co znajdowało się przed ciemnowłosym, więc ten kiwnął głową i ruszył w tamtą stronę, czując na sobie wzrok blondyna.
Trzymał broń w gotowości, zbliżając się do ciemnych kształtów leżących na ziemi. Zatrzymał się przed nimi i opuścił broń, dając przyjacielowi znać, że jest bezpiecznie. Tamten podszedł bezszelestnie i stanął u boku ciemnowłosego.
Akurat w tym momencie księżyc wyłonił się zza chmur ukazując ciała dwóch Pożeraczy i dużo mniejsze ciało dziewczyny. Blondyn skrzywił się, patrząc na poszarpane ciało dziewczyny, a stojący obok niego przyjaciel patrzył bez mrugnięcia okiem. To tylko kolejna ofiara w tej całej wojnie. Nie znał jej więc nie czuł nic patrząc na jej ciało. Popatrzył na Pożeracze, a później dalej na ulicę, gdzie dostrzegł ciemną plamę. Jednak nie było żadnego ciała, które mogłoby uzasadnić obecność takiej ilości krwi. Ciemnowłosy zmarszczył brwi, badając wzrokiem ulicę.
Blondyn westchnął głośno, a ciemnowłosy zerknął na niego z ukosa.
-Najwyraźniej tamta dziewczyna jest dużo silniejsza niż przypuszczałem. - mruknął, a ciemnowłosy nie odpowiedział. Spojrzał na ciało małej blondynki, które leżało u jego stóp. Mogła mieć z piętnaście lat. Jej puste oczy wpatrywały się w niebo, a ten piwny odcień widział już wcześniej.
-Nie wydaje mi się. - mruknął, a blondyn który już ruszył przed siebie odwrócił się do niego.
-Mówiłeś coś? - zapytał, przekrzywiając głowę. Ciemnowłosy podniósł wzrok, w którym przez chwilę czaił się mrok, ale szybko zniknął, więc blondyn niczego nie zauważył.
-Zdawało ci się. - odparł, ruszając za kompanem i zostawiając ciało dziewczynki za sobą.
* * *
Emma stała przed swoim domem już dłuższą chwilę. Patrzyła na odsłoniętą szczelinę, z której ziała ciemność. Zostawiła tak otwarte przejście? A może Pożeracze wdarły się do środka? Jednak wiedziała, że nie dlatego boi się wejść do środka. Bała się wspomnień. Bała się tego, że uderzą w nią z wielką siłą, której nie będzie mogła się przeciwstawić.
Przełknęła ślinę i zrobiła niepewny krok przed siebie. Ciało ciągle ją bolało, a gardło było zdarte od kaszlu. Była wyczerpana, ale wiedziała, że nie może odpocząć. Nie tutaj. Przeszła przez szczelinę i ruszyła powoli po schodach, otoczona przez cienie. Wokół panowała cisza, a cały dom wydawał się być martwy. Kroki Emmy brzmiały nieprzyzwoicie głośno.
Dotarła do korytarza, który prowadził do kuchni i jej pokoju. Odetchnęła głęboko i ruszyła w stronę swojej sypialni, starając się nie patrzeć w stronę kuchni. Jednak zerknęła mimo woli, gdy przechodziła obok niej i od razu pożałowała. Oczami wyobraźni zobaczyła Rose, która stała przy zlewie i zmywała naczynia, nucąc pod nosem. Rose, która siedziała przy stole, czytając książkę Emmy.
Dziewczyna odwróciła pośpiesznie wzrok, czując że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Czuła ogarniającą ją panikę. Ręce zaczęły się jej trząść, a w serce wlał się lód, który ją sparaliżował. Tego było za wiele. Po co ona tu przyszła? Spojrzała przed siebie i znów powróciło wspomnienie Rose, która biegła tym korytarzem z plecakiem przerzuconym przez ramię. Miała szczęście wypisane na twarzy, które pochodziło z tego, że Emma zgodziła się zabrać ją do Jacka i Sophie.
Zgięła się w pół i osunęła się po ścianie, czując w głowie tępe pulsowanie. Zacisnęła dłonie na włosach, chowając twarz między kolana. Zacisnęła powieki, czując słone łzy spływające jej po policzkach. To było takie niesprawiedliwe! Miała ochotę krzyczeć, niszczyć, zabijać, mścić się, bić i płakać. Dlaczego to musiało jej się przytrafić? Dlaczego nie mogła siedzieć spokojnie i ukrywać się tak jak inni? Dlaczego musiała dowieść Pożeraczom że ludzie potrafią się bronić? Że przetrwają? Przecież to było niemożliwe. Nie mogli wygrać. Nie mogli zwyciężyć z Pożeraczami.
To ona powinna umrzeć. Nie Rose. To ona miała zginąć. Ona miała bronić Rose aż do śmierci. Ona miała zginąć pierwsza. Nie Rose. Zacisnęła dłonie mocniej na włosach, ale ból zdawał się być tylko małym ukłuciem pośród jej wewnętrznego cierpienia. Powinna się poddać. Cały świat powinien się poddać. Nie było nadziei dla ludzkości.
"Jesteś naprawdę żałosna."
Otworzyła szeroko oczy, czując jak coś w niej pęka. Słowa tamtego chłopaka rozbrzmiewały w jej głowie jak mantra, której nie chciała słyszeć. Nie była żałosna. Większość ludzi myślało tak jak ona. Wszyscy się poddali, więc dlaczego ona nie mogła?
Zaklęła i wstała. Ruszyła do swojego pokoju na trzęsących się nogach, a emocje które jeszcze przed chwilą w niej szalały, teraz ucichły. Jakby głos tamtego chłopaka przepędził śmierć, która nad nią wisiała.
Walnęła pięścią w ścianę, a ból rozjaśnił jej w głowie. Spojrzała na rozcięcie, które pojawiło się na jej skórze i krew, która powoli pojawiała się w ranie. Jeszcze mu pokaże, pomyślała. Pokaże temu chłopakowi, że nie jestem żałosna. Że nie ucieknę, że przetrwam i pokaże mu, że nie jestem taka jak inni ludzie. Zacisnęła dłoń w pięść i spojrzał na majaczące przed nią drzwi.
Zawahała się, lecz po chwili wyciągnęła dłoń i pchnęła, a one uchyliły się, ukazując panującą w środku ciemność. Emma przełknęła ślinę i przekroczyła próg. Przed sobą widziała zarys łóżka, komody i szafy. Podeszła do szafy i otworzyła ją. Starała się nie patrzeć na lewą cześć szafy, która należała do Rose. Jej rzeczy oczywiście nie było, bo wzięła je wszystkie do Jacka i Sophie. Emma miała tu wrócić i wziąć swoje graty gdy Rose byłaby już bezpieczna. Pokręciła głową, pozbywając się natrętnych myśli i wyjęła zapasowy plecak, stary płaszcz i resztkę swoich ubrań. Było ich bardzo mało, zaledwie dwie pary spodni i trzy koszulki, a do tego bluza. Schyliła się i z najniższej półki wyciągnęła czarne trampki, po czym rzuciła to wszystko na łóżko i skierowała się w stronę komody. Na niej stał pluszowy miś z naderwanym uchem i zabawkowe autko z porysowaną szybką. Emma wzięła zabawki, myśląc o Chrisie i Charlotte. Miała je wziąć dla nich już ostatnio, ale zapomniała. Rzuciła misia i autko na łóżko, po czym znów zwróciła się w stronę komody.
Musiała wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Nie mogła brać niczego zbędnego. Spojrzała na stary mebel, niewyraźny w ciemności i otworzyła pierwszą szufladę. Wyjęła bieliznę i skarpetki, które miały dziurę na palcu, po czym rzuciła to do stosu na łóżku. Z drugiej szuflady wzięła latarkę, która była tylko na krytyczne sytuacje i zapasowe baterie. Dał je jej Jack i zaznaczył, że ma użyć latarki tylko gdyby chciała wyruszyć na dalszą podróż. A właśnie coś takiego planowała.
Sięgnęła głębiej i jej palce natrafiły na coś gładkiego i chłodnego. Wyciągnęła to i jej oczom ukazała się pęknięta ramka na zdjęcia. Na fotografii była ona i Rose. Poczuła bolesny skurcz w sercu i mimowolnie jęknęła. Na zdjęciu Emma obejmowała Rose ramieniem, a ta machała do aparatu, uśmiechając się szeroko.
To zdjęcie zostało zrobione rok temu, gdy Jack przyniósł pokazać im aparat, który dostał od klienta za broń. Aparat w tych czasach był rarytasem, więc oczywiście Rose była zachwycona. Jack stwierdził, że trzeba go wypróbować, więc cyknął im to zdjęcie i później dał je Emmie.
Dziewczyna wyjęła zdjęcie z ramki, kalecząc sobie palce na szkle, po czym dodała je do stosiku na łóżku. Wzięła jeszcze szczotkę do włosów, po czym otworzyła ostatnią szufladę z książkami i zamyśliła się. Lubiła czytać. Mogła wtedy przenieść się do innego świata i choć na chwilę nie przejmować się straszną rzeczywistością. Ale nie mogła sobie pozwolić na zbędny ciężar. Zamknęła szufladę, czując jakąś pustkę w sercu.
Podeszła do łóżka i schyliła się, by wyjąć spod łóżka mały woreczek, w którym schowała cenne, rzadkie przedmioty, które mogłaby przehandlować za coś użytecznego. Zapakowała wszystkie rzeczy do plecaka i zarzuciła go sobie na ramię, po czym podeszła do drzwi. Obejrzała się przez ramię i ostatni raz spojrzał na swój pokój, po czym wyszła na korytarz. Skierowała się do kuchni, czując ściskanie w gardle. Cały dom wydawał się być wypełniony wspomnieniami, które powodowały u niej wielki ból. Przełknęła ślinę i weszła do kuchni, od razu kierując się do zlewu i kliku szafek znajdujących się nad nim. Umyła zakrwawiony sztylet i wcisnęła go za pasek spodni, po czym zajęła się swoim ciałem. Wzięła szmatkę z blatu i zmoczyła ją, zmywając z całego ciała krew, krzywiąc się przy tym okropnie, bo chropowaty materiał jeszcze bardziej podrażniał jej rany. Szmatka zabarwiła się na czerwono, a Emma patrzyła, jak woda także zmienia kolor na czerwień.
Umyła się, po czym szybko ubrała czyste ubranie, stare wrzucając do kosza. Sięgnęła do szuflady nad zlewem i wyciągnęła z niej apteczkę, w której znajdowały się tylko stare bandaże, maść, kilka plastrów, gazy i całe opakowanie tabletek przeciwbólowych. Zażyła jedną tabletkę, po czym podeszła do stołu i opatrzyła sobie nogę. Miała paskudne rozcięcie na udzie, do którego zdążyło się wkraść zakażenie. Ropa połączona z krwią i poszarpaną skórą nie wyglądała zachęcająco. Emma przełknęła ślinę, oczyściła ranę i owinęła bandażem. Tyle musiało jej na razie wystarczyć. Noga bolała, gdy Emma na niej stawała, ale nie miała teraz czasu na kurację i odpoczynek. Musiała się spieszyć. Położyła apteczkę na stole, po czym wróciła do szafek. Wyjęła pustą butelkę i napełniła ją wodą z kranu, wzięła chleb i zrobiła kilka kanapek z serem i z szynką, po czym zapakowała to wszystko do plecaka.
Cisza i ciemność ją otaczały, jakby dom chciał ją zatrzymać. Jakby nie chciał by odchodziła, by zostawiała go wraz z tymi wszystkimi wspomnieniami. Ale musiała odejść. Gdyby tu została, jej serce by pękło. Nie dałaby rady żyć z tymi wszystkimi wspomnieniami. Odwróciła się i ruszyła biegiem po schodach, zakładając pospiesznie plecak. Wypadła na ulicę, równie cichą jak jej dom.
Popędziła przed siebie, zostawiając za sobą przeszłość.
* * *
Stała przed metalowymi drzwiami, słuchając jak za nimi Jack odblokowuje wszystkie zamki. W szczelinie pojawiło się jego oko, a potem ostatnia zasuwa szczęknęła i stanął przed nią Jack. Miał na sobie to co zwykle, czyli wojskowe spodnie i czarną koszulkę bez rękawów. Tatuaże oplatały jego ramiona, a zielone oczy patrzyły na nią spod zmarszczonych brwi.
-Emma? - zagadnął zaniepokojony, a ona minęła go i ruszyła korytarzem, trzymając głowę nisko i zasłaniając twarz włosami. Słyszała jak zamyka za nią drzwi i już po chwili się z nią zrównał.
-Co się dzieje? Jest środek nocy, a ty włóczysz się sama po okolicy. Co ty sobie myślisz? I dlaczego nie przyszłaś dziś rano? - mówił, a ona starała się nie panikować. Nie mogła mu powiedzieć co się stało. To była tylko i wyłącznie jej wina i sama musiała sobie z tym poradzić. Jednak gdzieś w jej głowie odzywał się cichy głosik, który mówił, że to też wina Jacka, bo nie wyszedł jej pomóc. Pokręciła gwałtownie głową, zszokowana tym pomysłem. Jack nie był winny. Tylko ona.
Mężczyzna złapał ją za ramię, zmuszając, by stanęła. Nie mogła mu spojrzeć w twarz, więc wbiła wzrok w ścianę. Jack schylił się, by mieć jej oczy na wysokości swoich, ale ona odwróciła się pospiesznie, by nie dostrzegł jej twarzy.
-Em? Co się dzieje? - zapytał, a ona przełknęła ślinę. Nie mogła powiedzieć. Nie mogła pozwolić, by jej współczuł i był zmuszony jej pomóc. Już i tak za wiele mu zawdzięczała.
-Potrzebuje broni. - rzuciła szybko, będąc wdzięczna za to, że udało jej się zapanować nad głosem. Jack spojrzał na nią zdziwiony, puszczając jej dłoń.
-Nie mogłaś przyjść jutro? Musiałaś się włóczyć po ciemku? - uniósł brwi, a ona tylko wzruszyła ramionami. Westchnął, przeciągając ręką po twarzy.
-Uparta jak zawsze. - mruknął i ruszył do magazynu. Emma podążyła za nim i po chwili usłyszała głosy. Najwyraźniej Jack miał klientów. Nie przejęła się tym, bowiem często spotykała tutaj najróżniejszych ludzi, więc była przyzwyczajona.
Weszli do magazynu i Emma zamarła. Przy stoliku z bronią palną zobaczyła dwóch chłopaków. Tych samych, którzy ją dzisiaj uratowali. Pochylali się nad bronią, mówiąc coś do siebie ściszonymi głosami, ale gdy Emma weszła do pokoju, ciemnowłosy podniósł wzrok i uniósł brwi. Blondyn podążył za jego wzrokiem i na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
-To ty. - powiedział, a Emma dalej stała w miejscu, niezdolna się poruszyć. Jack przystanął i spojrzał na nią zdziwiony, po czym przeniósł wzrok na chłopaków, którzy wyprostowali się i teraz patrzyli na nią z zainteresowaniem.
Pewnie staliby tak jeszcze dłuższą chwilę, gdyby do magazynu nie wpadła Sophie. Zobaczyła Emmę i na jej twarzy także pojawiło się zdziwienie, które chwile później zmieniło się w szok. Emma bowiem nie zdążyła ukryć twarzy i choć teraz pośpiesznie odwracała głowę, Sophie już zdążyła zobaczyć wystarczająco. Podbiegła do Emmy i chwyciła ją za podbródek, unosząc jej twarz do światła. Nad jej ramieniem Emma zobaczyła Jacka, który patrzył na nią z niedowierzaniem. Wiedziała jak wygląda jej twarz. Cała lewa strona była podrapana do krwi, a skóra naokoło rozcięć sina.
-Mój Boże, dziecko, co ci się stało? - zapytała Sophie, zasłaniając ręką usta. Emma odsunęła się od niej, wbijając wzrok w podłogę. Nie mogła znieść spojrzenia Sophie. Nie mogła znieść współczucia, które się w nim malowało.
-Nic mi nie jest. - odparła Emma, odwracając się od niej. Ta jednak już wiedziała, że coś jest nie tak i chwyciła Emmę za rękę, lecz ta ją odtrąciła. Sophie wiedziała, że z Emmą wcale nie jest w porządku. Dziewczyna odwróciła się pośpiesznie do Jacka.
-Tak jak mówiłam, potrzebuje broni. - rzuciła, a on pokręcił głową.
-Coś ty znowu narobiła, Em? - zapytał, głosem rodzica, który karci swoje dziecko za jakieś przewinienie. Emma nie patrzyła na nikogo z obecnych, ale czuła na sobie wzrok Sophie i blondyna. Jack także wbijał w nią karcące spojrzenie, najpewniej myśląc, że Emma po prostu znów biła się z Pożeraczami. Tylko ciemnowłosy na nią nie patrzył, jakby ta szopka w ogóle go nie obchodziła. Właśnie oglądał bronie wywieszone na ścianie, przyglądając się im ze zmarszczonymi brwiami.
-Emma, kochanie.. Czy coś stało się Rose? - zapytała nagle Sophie, a Emma zesztywniała. Zobaczyła, że Jack zamiera, a ciemnowłosy przenosi na nią wzrok, jakby ciekawy jej reakcji. Emma poczuła, jak zimno znów zalewa jej serce. Obrazy zalały jej głowę, gdy tak stała wrośnięta w ziemię. To jak szła z Rose do Sophie i Jacka, to jak zaatakowały je Pożeracze, śmierć Rose. Zacisnęła dłonie w pięści, próbując powstrzymać ich drżenie. Oczami wyobraźni zobaczyła jak Pożeracze rozszarpują ciało Rose, a ona krzyczy o pomoc, której Emma nie może jej dać. Ogarniała ją panika, a ona czuła się tak, jakby pochłaniał ją ocean, szarpiąc nią we wszystkie strony. Tonęła, brakowało jej powietrza, a ciemność i cisza ją pochłaniały.
Przełknęła ślinę, wiedząc, że nie może dać się ponieść emocjom. Nie mogła mieszać w to Sophie i Jacka. To nie była ich sprawa. Sama musiała sobie poradzić. Nie mogła znów korzystać z ich dobroci. Powtarzała to sobie jak mantrę i wreszcie, gdy minęła cała wieczność, odwróciła się do Sophie.
-Wszystko u niej w porządku. - powiedziała, uśmiechając się. Głos nawet jej nie zadrżał, gdy wypowiadała największe kłamstwo w swoim życiu. Paznokcie mocno wbijały jej się w skórę, a ból pulsował jej w głowie, ale nie odrywała wzroku od Sophie. Jack najwyraźniej się uspokoił i teraz tylko patrzył na nią z irytacją, myśląc o tym, że znów wystawiła się na niebezpieczeństwo. Sophie mierzyła ją wzrokiem jeszcze przez chwilę, a później kiwnęła głową i się uśmiechnęła.
-Więc się cieszę. - powiedziała i akurat w tym momencie z góry dobiegł płacz dziecka. Emma rozpoznała głos Charlotte, która pewnie znów miała koszmary. - Wybaczcie. Obowiązki wzywają.
Odwróciła się i wyszła z magazynu.
Emma podniosła wzrok i napotkała spojrzenie ciemnowłosego. Przyglądał jej się uważnie, krzyżując ręce na piersi i opierając się o ścianę. Jego wzrok zdawał się przeszywać ją na wskroś, więc uciekła spojrzeniem i tym razem spojrzała na blondyna. Ten też na nią patrzył, ale raczej z niepokojem, tak samo, jak wcześniej.
-Na pewno wszystko w porządku? - zapytał, a ona tylko wzruszyła ramionami.
-W tym świecie nic nie jest w porządku. - odparła i przed chwilę wydawało jej się, że ciemnowłosy uśmiecha się pod nosem, jednak gdy na niego spojrzała, tylko na nią patrzył, tymi zimnymi oczami.
Odwróciła się do Jacka, który teraz przeglądał zawartość jakiejś skrzynki.
-Jak już mówiłam, potrzebuje broni. - zagadnęła, a on westchnął nie podnosząc na nią wzroku.
-Tak, słyszałem już wcześniej. - mruknął, wyciągając ze skrzynki dwa pistolety, takie same jak te, które dał jej ostatnio. - Te mogą być?
Emma kiwnęła głową, a Jack położył broń na stoliku i podszedł do innej skrzyni, po czym wyciągnął z niej amunicję.
-Hej, Jack... - zagadnęła, a on podniósł na nią wzrok. - Mógłbyś dać mi więcej amunicji niż ostatnio?
Zmarszczył brwi, patrząc na nią czujnie. Emma czuła, że chłopcy za jej plecami także ją obserwują. Włożyła ręce do kieszeni płaszcza, żeby nikt nie widział jak zaciska je w pięści.
-Tak, żeby starczyło na tydzień. - dodała, a Jack zmarszczył brwi jeszcze bardziej.
-Na tydzień? Po co ci tak dużo? - zapytał podejrzliwie, prostując się. Emma zaklęła w myślach.
-Ostatnio miałam małą akcję z.. - głos jej się załamał, gdy próbowała wymówić imię siostry. Zamknęła oczy na sekundę, uspokajając się. Czuła pulsowanie w głowie, a jej myśli pędziły jak szalone. - Rose. Wydaje mi się, że zwabiłyśmy kilka Pożeraczy, więc pomyślałam, że przez jakiś czas nie będę tu przychodzić. Wiesz, aż sytuacja się nie uspokoi.
Kłamstwo bolało. Z każdym słowem w serce Emmy wbijał się odłamek lodu. Jack spojrzał na nią podejrzliwie, ale po chwili tylko westchnął zmęczony i znów pochylił się nad skrzynią. Emma miała ochotę przytulić się do niego, tak jak to robiła jako mała dziewczynka. Miała ochotę płakać i krzyczeć, tak jak kiedyś by pozbyć się koszmarów. Okłamywanie Jacka było jednym z najgorszych przeżyć Emmy, ale nie mogła zrobić niczego innego. Tylko kłamstwem mogła go ochronić.
Jack wyjął płócienny woreczek wielkości dwóch pięści i podrzucił go, a w środku zabrzęczały magazynki z nabojami. Podał jej amunicję i broń, a ona schowała to wszystko do pełnego plecaka, kryjąc jego zawartość przed oczami Jacka.
-Dzięki. - powiedziała, sięgając do małej kieszonki plecaka. Jack wiedział, że chciała mu zapłacić, więc pokręcił głową.
-Daj już spokój. Wiesz, że nie jesteś mi nic winna. Lepiej zmykaj już do domu. - powiedział, a ona uśmiechnęła się, czując w sercu jeszcze większy ból. Dlaczego musiał jeszcze bardziej utrudniać jej odejście? Z każdą kolejną chwilą miała coraz większą ochotę, by zostać z nim, Sophie i dzieciakami już na zawsze.
-Dobra, dobra. Ale miałam coś przynieść bliźniakom, prawda? - rzuciła i wstała, trzymając w rękach misia i autko. Jack zaśmiał się, kręcąc głową. Emma zobaczyła ponad jego ramieniem wzrok blondyna, który patrzył na zabawki z zaciekawieniem. Ciemnowłosy natomiast znów nie przejawiał zainteresowania sytuacją i chodził wzdłuż stołów, przeglądając różne towary. Podniósł siekierę, zamachnął się, po czym wzruszył ramionami i odłożył ją na miejsce.
-Rany, co ja z tobą mam. - westchnął Jack, biorąc od niej zabawki i przyglądając się im z uśmiechem. Gdy tak na niego patrzyła, czuła jak na jej sercu pojawia się tysiąc rys.
-Mam nadzieję, że spodobają się Chrisowi i Lottie. - wykrztusiła ledwo słyszalnym głosem. W wyobraźni zobaczyła twarze bliźniaków, ich szczere uśmiechy i błyszczące oczy. Niemal widziała oczami duszy jak na jej sercu pojawiają się kolejne pęknięcia.
-Na pewno. - rzucił Jack, odkładając zabawki na stolik. Emma podniosła wzrok, czując łzy napływające jej do oczu i napotkała spojrzenie ciemnowłosego. Patrzył na nią z drugiego końca pokoju i marszczył brwi. Odwróciła pośpiesznie wzrok i znów spojrzała na Jacka.
-Będę się zbierać. - powiedziała, a on kiwnął głową. Naprawdę nie chciała odchodzić. Nie chciała tak się z nim rozstawać. Nie chciała odchodzić bez pożegnania z nim i Sophie. Nie chciała zostawiać bliźniaków. Tak bardzo chciała zostać z nimi już na zawsze.
Pomachała blondynowi na pożegnanie, ignorując ciemnowłosego, który także ją zignorował i wyszła, widząc jeszcze jak blondyn jej odmachuje. Jack ruszył za nią i milczał aż nie doszli do drzwi. Tam stanął twarzą do niej i uśmiechnął się, a w jego oczach widziała tak dobrze jej znaną dumę i radość z tego, że jest cała i zdrowa.
Chwycił ją w objęcia, niemal wyciskając jej powietrze z płuc. Poczuła znajomy zapach mydła, smaru i metalu i niemal od razu poczuła się bezpiecznie. To był zapach Jacka. Zapach domu. Jack zajął miejsce jej ojca, którego prawie nie pamiętała, a Sophie miejsce jej matki. Żadne dziecko nie chciałoby zostawiać rodziców. Emma także nie chciała.
-Cieszę się, że nic ci nie jest. Naprawdę się wystraszyłem, gdy rano nie przyszłaś. Pomyślałem, że coś mogło się stać Tobie lub Rose. - powiedział, a ona czuła łzy gromadzące się w kącikach jej oczu. - Teraz mi ulżyło. Dziękuję, że tak wytrwale bronisz Rose i nas.
Tego było dla niej za wiele. Jack pocałował ją w czubek głowy, pokazując jej tym gestem całą swoją miłość i dumę. I w tym właśnie momencie jej serce pękło na tysiąc kawałków, których już nigdy nie będzie mogła znaleźć i poskładać w jedno.
-Dam sobie radę. - mruknęła, przerywając mu. Blondyn spojrzał na nią, a w jego oczach widziała wahanie i niepokój. Wiedziała, że chce jej pomóc, ale nie potrzebowała litości, ani współczucia. Wszyscy powinni nią gardzić, nienawidzić jej za to co zrobiła. Nie była w stanie uratować własnej siostry, a chciała ratować cały świat. Co z niej za wojowniczka, skoro nie potrafi uratować nawet jednej osoby?
Zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła się. Ruszyła przed siebie, nie patrząc na swoich wybawicieli.
-Uważaj na siebie. - zawołał za nią blondyn. Ciemnowłosy się nie odezwał, ale Emma czuła na plecach jego wzrok. Jego słowa wciąż rozbrzmiewały jej w głowie, a ona nie mogła ich wyciszyć. Zamknęła za chwilę oczy, by się uspokoić i zacisnęła palce na rękojeści sztyletu.
-Wy też. - szepnęła, wiedząc że nie usłyszą jej słów.
Zniknęła z oczu swoim wybawicielom i ruszyła dalej, w mrok.
* * *
Chłopcy szli szybko i cicho, blondyn po lewej, a ciemnowłosy kilka metrów od niego po prawej. Księżyc wisiał wysoko na niebie, co chwilę przysłaniany przez burzowe chmury. Gwiazd w ogóle nie było widać, a wszędzie wokół panował mrok.
Blondyn zagwizdał, a ciemnowłosy spojrzał w jego stronę. Chłopak pokazał na ulicę przed nimi, więc ciemnowłosy spojrzał w tamtą stronę. Jego przyjaciel wskazywał coś co znajdowało się przed ciemnowłosym, więc ten kiwnął głową i ruszył w tamtą stronę, czując na sobie wzrok blondyna.
Trzymał broń w gotowości, zbliżając się do ciemnych kształtów leżących na ziemi. Zatrzymał się przed nimi i opuścił broń, dając przyjacielowi znać, że jest bezpiecznie. Tamten podszedł bezszelestnie i stanął u boku ciemnowłosego.
Akurat w tym momencie księżyc wyłonił się zza chmur ukazując ciała dwóch Pożeraczy i dużo mniejsze ciało dziewczyny. Blondyn skrzywił się, patrząc na poszarpane ciało dziewczyny, a stojący obok niego przyjaciel patrzył bez mrugnięcia okiem. To tylko kolejna ofiara w tej całej wojnie. Nie znał jej więc nie czuł nic patrząc na jej ciało. Popatrzył na Pożeracze, a później dalej na ulicę, gdzie dostrzegł ciemną plamę. Jednak nie było żadnego ciała, które mogłoby uzasadnić obecność takiej ilości krwi. Ciemnowłosy zmarszczył brwi, badając wzrokiem ulicę.
Blondyn westchnął głośno, a ciemnowłosy zerknął na niego z ukosa.
-Najwyraźniej tamta dziewczyna jest dużo silniejsza niż przypuszczałem. - mruknął, a ciemnowłosy nie odpowiedział. Spojrzał na ciało małej blondynki, które leżało u jego stóp. Mogła mieć z piętnaście lat. Jej puste oczy wpatrywały się w niebo, a ten piwny odcień widział już wcześniej.
-Nie wydaje mi się. - mruknął, a blondyn który już ruszył przed siebie odwrócił się do niego.
-Mówiłeś coś? - zapytał, przekrzywiając głowę. Ciemnowłosy podniósł wzrok, w którym przez chwilę czaił się mrok, ale szybko zniknął, więc blondyn niczego nie zauważył.
-Zdawało ci się. - odparł, ruszając za kompanem i zostawiając ciało dziewczynki za sobą.
* * *
Emma stała przed swoim domem już dłuższą chwilę. Patrzyła na odsłoniętą szczelinę, z której ziała ciemność. Zostawiła tak otwarte przejście? A może Pożeracze wdarły się do środka? Jednak wiedziała, że nie dlatego boi się wejść do środka. Bała się wspomnień. Bała się tego, że uderzą w nią z wielką siłą, której nie będzie mogła się przeciwstawić.
Przełknęła ślinę i zrobiła niepewny krok przed siebie. Ciało ciągle ją bolało, a gardło było zdarte od kaszlu. Była wyczerpana, ale wiedziała, że nie może odpocząć. Nie tutaj. Przeszła przez szczelinę i ruszyła powoli po schodach, otoczona przez cienie. Wokół panowała cisza, a cały dom wydawał się być martwy. Kroki Emmy brzmiały nieprzyzwoicie głośno.
Dotarła do korytarza, który prowadził do kuchni i jej pokoju. Odetchnęła głęboko i ruszyła w stronę swojej sypialni, starając się nie patrzeć w stronę kuchni. Jednak zerknęła mimo woli, gdy przechodziła obok niej i od razu pożałowała. Oczami wyobraźni zobaczyła Rose, która stała przy zlewie i zmywała naczynia, nucąc pod nosem. Rose, która siedziała przy stole, czytając książkę Emmy.
Dziewczyna odwróciła pośpiesznie wzrok, czując że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Czuła ogarniającą ją panikę. Ręce zaczęły się jej trząść, a w serce wlał się lód, który ją sparaliżował. Tego było za wiele. Po co ona tu przyszła? Spojrzała przed siebie i znów powróciło wspomnienie Rose, która biegła tym korytarzem z plecakiem przerzuconym przez ramię. Miała szczęście wypisane na twarzy, które pochodziło z tego, że Emma zgodziła się zabrać ją do Jacka i Sophie.
Zgięła się w pół i osunęła się po ścianie, czując w głowie tępe pulsowanie. Zacisnęła dłonie na włosach, chowając twarz między kolana. Zacisnęła powieki, czując słone łzy spływające jej po policzkach. To było takie niesprawiedliwe! Miała ochotę krzyczeć, niszczyć, zabijać, mścić się, bić i płakać. Dlaczego to musiało jej się przytrafić? Dlaczego nie mogła siedzieć spokojnie i ukrywać się tak jak inni? Dlaczego musiała dowieść Pożeraczom że ludzie potrafią się bronić? Że przetrwają? Przecież to było niemożliwe. Nie mogli wygrać. Nie mogli zwyciężyć z Pożeraczami.
To ona powinna umrzeć. Nie Rose. To ona miała zginąć. Ona miała bronić Rose aż do śmierci. Ona miała zginąć pierwsza. Nie Rose. Zacisnęła dłonie mocniej na włosach, ale ból zdawał się być tylko małym ukłuciem pośród jej wewnętrznego cierpienia. Powinna się poddać. Cały świat powinien się poddać. Nie było nadziei dla ludzkości.
"Jesteś naprawdę żałosna."
Otworzyła szeroko oczy, czując jak coś w niej pęka. Słowa tamtego chłopaka rozbrzmiewały w jej głowie jak mantra, której nie chciała słyszeć. Nie była żałosna. Większość ludzi myślało tak jak ona. Wszyscy się poddali, więc dlaczego ona nie mogła?
Zaklęła i wstała. Ruszyła do swojego pokoju na trzęsących się nogach, a emocje które jeszcze przed chwilą w niej szalały, teraz ucichły. Jakby głos tamtego chłopaka przepędził śmierć, która nad nią wisiała.
Walnęła pięścią w ścianę, a ból rozjaśnił jej w głowie. Spojrzała na rozcięcie, które pojawiło się na jej skórze i krew, która powoli pojawiała się w ranie. Jeszcze mu pokaże, pomyślała. Pokaże temu chłopakowi, że nie jestem żałosna. Że nie ucieknę, że przetrwam i pokaże mu, że nie jestem taka jak inni ludzie. Zacisnęła dłoń w pięść i spojrzał na majaczące przed nią drzwi.
Zawahała się, lecz po chwili wyciągnęła dłoń i pchnęła, a one uchyliły się, ukazując panującą w środku ciemność. Emma przełknęła ślinę i przekroczyła próg. Przed sobą widziała zarys łóżka, komody i szafy. Podeszła do szafy i otworzyła ją. Starała się nie patrzeć na lewą cześć szafy, która należała do Rose. Jej rzeczy oczywiście nie było, bo wzięła je wszystkie do Jacka i Sophie. Emma miała tu wrócić i wziąć swoje graty gdy Rose byłaby już bezpieczna. Pokręciła głową, pozbywając się natrętnych myśli i wyjęła zapasowy plecak, stary płaszcz i resztkę swoich ubrań. Było ich bardzo mało, zaledwie dwie pary spodni i trzy koszulki, a do tego bluza. Schyliła się i z najniższej półki wyciągnęła czarne trampki, po czym rzuciła to wszystko na łóżko i skierowała się w stronę komody. Na niej stał pluszowy miś z naderwanym uchem i zabawkowe autko z porysowaną szybką. Emma wzięła zabawki, myśląc o Chrisie i Charlotte. Miała je wziąć dla nich już ostatnio, ale zapomniała. Rzuciła misia i autko na łóżko, po czym znów zwróciła się w stronę komody.
Musiała wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Nie mogła brać niczego zbędnego. Spojrzała na stary mebel, niewyraźny w ciemności i otworzyła pierwszą szufladę. Wyjęła bieliznę i skarpetki, które miały dziurę na palcu, po czym rzuciła to do stosu na łóżku. Z drugiej szuflady wzięła latarkę, która była tylko na krytyczne sytuacje i zapasowe baterie. Dał je jej Jack i zaznaczył, że ma użyć latarki tylko gdyby chciała wyruszyć na dalszą podróż. A właśnie coś takiego planowała.
Sięgnęła głębiej i jej palce natrafiły na coś gładkiego i chłodnego. Wyciągnęła to i jej oczom ukazała się pęknięta ramka na zdjęcia. Na fotografii była ona i Rose. Poczuła bolesny skurcz w sercu i mimowolnie jęknęła. Na zdjęciu Emma obejmowała Rose ramieniem, a ta machała do aparatu, uśmiechając się szeroko.
To zdjęcie zostało zrobione rok temu, gdy Jack przyniósł pokazać im aparat, który dostał od klienta za broń. Aparat w tych czasach był rarytasem, więc oczywiście Rose była zachwycona. Jack stwierdził, że trzeba go wypróbować, więc cyknął im to zdjęcie i później dał je Emmie.
Dziewczyna wyjęła zdjęcie z ramki, kalecząc sobie palce na szkle, po czym dodała je do stosiku na łóżku. Wzięła jeszcze szczotkę do włosów, po czym otworzyła ostatnią szufladę z książkami i zamyśliła się. Lubiła czytać. Mogła wtedy przenieść się do innego świata i choć na chwilę nie przejmować się straszną rzeczywistością. Ale nie mogła sobie pozwolić na zbędny ciężar. Zamknęła szufladę, czując jakąś pustkę w sercu.
Podeszła do łóżka i schyliła się, by wyjąć spod łóżka mały woreczek, w którym schowała cenne, rzadkie przedmioty, które mogłaby przehandlować za coś użytecznego. Zapakowała wszystkie rzeczy do plecaka i zarzuciła go sobie na ramię, po czym podeszła do drzwi. Obejrzała się przez ramię i ostatni raz spojrzał na swój pokój, po czym wyszła na korytarz. Skierowała się do kuchni, czując ściskanie w gardle. Cały dom wydawał się być wypełniony wspomnieniami, które powodowały u niej wielki ból. Przełknęła ślinę i weszła do kuchni, od razu kierując się do zlewu i kliku szafek znajdujących się nad nim. Umyła zakrwawiony sztylet i wcisnęła go za pasek spodni, po czym zajęła się swoim ciałem. Wzięła szmatkę z blatu i zmoczyła ją, zmywając z całego ciała krew, krzywiąc się przy tym okropnie, bo chropowaty materiał jeszcze bardziej podrażniał jej rany. Szmatka zabarwiła się na czerwono, a Emma patrzyła, jak woda także zmienia kolor na czerwień.
Umyła się, po czym szybko ubrała czyste ubranie, stare wrzucając do kosza. Sięgnęła do szuflady nad zlewem i wyciągnęła z niej apteczkę, w której znajdowały się tylko stare bandaże, maść, kilka plastrów, gazy i całe opakowanie tabletek przeciwbólowych. Zażyła jedną tabletkę, po czym podeszła do stołu i opatrzyła sobie nogę. Miała paskudne rozcięcie na udzie, do którego zdążyło się wkraść zakażenie. Ropa połączona z krwią i poszarpaną skórą nie wyglądała zachęcająco. Emma przełknęła ślinę, oczyściła ranę i owinęła bandażem. Tyle musiało jej na razie wystarczyć. Noga bolała, gdy Emma na niej stawała, ale nie miała teraz czasu na kurację i odpoczynek. Musiała się spieszyć. Położyła apteczkę na stole, po czym wróciła do szafek. Wyjęła pustą butelkę i napełniła ją wodą z kranu, wzięła chleb i zrobiła kilka kanapek z serem i z szynką, po czym zapakowała to wszystko do plecaka.
Cisza i ciemność ją otaczały, jakby dom chciał ją zatrzymać. Jakby nie chciał by odchodziła, by zostawiała go wraz z tymi wszystkimi wspomnieniami. Ale musiała odejść. Gdyby tu została, jej serce by pękło. Nie dałaby rady żyć z tymi wszystkimi wspomnieniami. Odwróciła się i ruszyła biegiem po schodach, zakładając pospiesznie plecak. Wypadła na ulicę, równie cichą jak jej dom.
Popędziła przed siebie, zostawiając za sobą przeszłość.
* * *
Stała przed metalowymi drzwiami, słuchając jak za nimi Jack odblokowuje wszystkie zamki. W szczelinie pojawiło się jego oko, a potem ostatnia zasuwa szczęknęła i stanął przed nią Jack. Miał na sobie to co zwykle, czyli wojskowe spodnie i czarną koszulkę bez rękawów. Tatuaże oplatały jego ramiona, a zielone oczy patrzyły na nią spod zmarszczonych brwi.
-Emma? - zagadnął zaniepokojony, a ona minęła go i ruszyła korytarzem, trzymając głowę nisko i zasłaniając twarz włosami. Słyszała jak zamyka za nią drzwi i już po chwili się z nią zrównał.
-Co się dzieje? Jest środek nocy, a ty włóczysz się sama po okolicy. Co ty sobie myślisz? I dlaczego nie przyszłaś dziś rano? - mówił, a ona starała się nie panikować. Nie mogła mu powiedzieć co się stało. To była tylko i wyłącznie jej wina i sama musiała sobie z tym poradzić. Jednak gdzieś w jej głowie odzywał się cichy głosik, który mówił, że to też wina Jacka, bo nie wyszedł jej pomóc. Pokręciła gwałtownie głową, zszokowana tym pomysłem. Jack nie był winny. Tylko ona.
Mężczyzna złapał ją za ramię, zmuszając, by stanęła. Nie mogła mu spojrzeć w twarz, więc wbiła wzrok w ścianę. Jack schylił się, by mieć jej oczy na wysokości swoich, ale ona odwróciła się pospiesznie, by nie dostrzegł jej twarzy.
-Em? Co się dzieje? - zapytał, a ona przełknęła ślinę. Nie mogła powiedzieć. Nie mogła pozwolić, by jej współczuł i był zmuszony jej pomóc. Już i tak za wiele mu zawdzięczała.
-Potrzebuje broni. - rzuciła szybko, będąc wdzięczna za to, że udało jej się zapanować nad głosem. Jack spojrzał na nią zdziwiony, puszczając jej dłoń.
-Nie mogłaś przyjść jutro? Musiałaś się włóczyć po ciemku? - uniósł brwi, a ona tylko wzruszyła ramionami. Westchnął, przeciągając ręką po twarzy.
-Uparta jak zawsze. - mruknął i ruszył do magazynu. Emma podążyła za nim i po chwili usłyszała głosy. Najwyraźniej Jack miał klientów. Nie przejęła się tym, bowiem często spotykała tutaj najróżniejszych ludzi, więc była przyzwyczajona.
Weszli do magazynu i Emma zamarła. Przy stoliku z bronią palną zobaczyła dwóch chłopaków. Tych samych, którzy ją dzisiaj uratowali. Pochylali się nad bronią, mówiąc coś do siebie ściszonymi głosami, ale gdy Emma weszła do pokoju, ciemnowłosy podniósł wzrok i uniósł brwi. Blondyn podążył za jego wzrokiem i na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
-To ty. - powiedział, a Emma dalej stała w miejscu, niezdolna się poruszyć. Jack przystanął i spojrzał na nią zdziwiony, po czym przeniósł wzrok na chłopaków, którzy wyprostowali się i teraz patrzyli na nią z zainteresowaniem.
Pewnie staliby tak jeszcze dłuższą chwilę, gdyby do magazynu nie wpadła Sophie. Zobaczyła Emmę i na jej twarzy także pojawiło się zdziwienie, które chwile później zmieniło się w szok. Emma bowiem nie zdążyła ukryć twarzy i choć teraz pośpiesznie odwracała głowę, Sophie już zdążyła zobaczyć wystarczająco. Podbiegła do Emmy i chwyciła ją za podbródek, unosząc jej twarz do światła. Nad jej ramieniem Emma zobaczyła Jacka, który patrzył na nią z niedowierzaniem. Wiedziała jak wygląda jej twarz. Cała lewa strona była podrapana do krwi, a skóra naokoło rozcięć sina.
-Mój Boże, dziecko, co ci się stało? - zapytała Sophie, zasłaniając ręką usta. Emma odsunęła się od niej, wbijając wzrok w podłogę. Nie mogła znieść spojrzenia Sophie. Nie mogła znieść współczucia, które się w nim malowało.
-Nic mi nie jest. - odparła Emma, odwracając się od niej. Ta jednak już wiedziała, że coś jest nie tak i chwyciła Emmę za rękę, lecz ta ją odtrąciła. Sophie wiedziała, że z Emmą wcale nie jest w porządku. Dziewczyna odwróciła się pośpiesznie do Jacka.
-Tak jak mówiłam, potrzebuje broni. - rzuciła, a on pokręcił głową.
-Coś ty znowu narobiła, Em? - zapytał, głosem rodzica, który karci swoje dziecko za jakieś przewinienie. Emma nie patrzyła na nikogo z obecnych, ale czuła na sobie wzrok Sophie i blondyna. Jack także wbijał w nią karcące spojrzenie, najpewniej myśląc, że Emma po prostu znów biła się z Pożeraczami. Tylko ciemnowłosy na nią nie patrzył, jakby ta szopka w ogóle go nie obchodziła. Właśnie oglądał bronie wywieszone na ścianie, przyglądając się im ze zmarszczonymi brwiami.
-Emma, kochanie.. Czy coś stało się Rose? - zapytała nagle Sophie, a Emma zesztywniała. Zobaczyła, że Jack zamiera, a ciemnowłosy przenosi na nią wzrok, jakby ciekawy jej reakcji. Emma poczuła, jak zimno znów zalewa jej serce. Obrazy zalały jej głowę, gdy tak stała wrośnięta w ziemię. To jak szła z Rose do Sophie i Jacka, to jak zaatakowały je Pożeracze, śmierć Rose. Zacisnęła dłonie w pięści, próbując powstrzymać ich drżenie. Oczami wyobraźni zobaczyła jak Pożeracze rozszarpują ciało Rose, a ona krzyczy o pomoc, której Emma nie może jej dać. Ogarniała ją panika, a ona czuła się tak, jakby pochłaniał ją ocean, szarpiąc nią we wszystkie strony. Tonęła, brakowało jej powietrza, a ciemność i cisza ją pochłaniały.
Przełknęła ślinę, wiedząc, że nie może dać się ponieść emocjom. Nie mogła mieszać w to Sophie i Jacka. To nie była ich sprawa. Sama musiała sobie poradzić. Nie mogła znów korzystać z ich dobroci. Powtarzała to sobie jak mantrę i wreszcie, gdy minęła cała wieczność, odwróciła się do Sophie.
-Wszystko u niej w porządku. - powiedziała, uśmiechając się. Głos nawet jej nie zadrżał, gdy wypowiadała największe kłamstwo w swoim życiu. Paznokcie mocno wbijały jej się w skórę, a ból pulsował jej w głowie, ale nie odrywała wzroku od Sophie. Jack najwyraźniej się uspokoił i teraz tylko patrzył na nią z irytacją, myśląc o tym, że znów wystawiła się na niebezpieczeństwo. Sophie mierzyła ją wzrokiem jeszcze przez chwilę, a później kiwnęła głową i się uśmiechnęła.
-Więc się cieszę. - powiedziała i akurat w tym momencie z góry dobiegł płacz dziecka. Emma rozpoznała głos Charlotte, która pewnie znów miała koszmary. - Wybaczcie. Obowiązki wzywają.
Odwróciła się i wyszła z magazynu.
Emma podniosła wzrok i napotkała spojrzenie ciemnowłosego. Przyglądał jej się uważnie, krzyżując ręce na piersi i opierając się o ścianę. Jego wzrok zdawał się przeszywać ją na wskroś, więc uciekła spojrzeniem i tym razem spojrzała na blondyna. Ten też na nią patrzył, ale raczej z niepokojem, tak samo, jak wcześniej.
-Na pewno wszystko w porządku? - zapytał, a ona tylko wzruszyła ramionami.
-W tym świecie nic nie jest w porządku. - odparła i przed chwilę wydawało jej się, że ciemnowłosy uśmiecha się pod nosem, jednak gdy na niego spojrzała, tylko na nią patrzył, tymi zimnymi oczami.
Odwróciła się do Jacka, który teraz przeglądał zawartość jakiejś skrzynki.
-Jak już mówiłam, potrzebuje broni. - zagadnęła, a on westchnął nie podnosząc na nią wzroku.
-Tak, słyszałem już wcześniej. - mruknął, wyciągając ze skrzynki dwa pistolety, takie same jak te, które dał jej ostatnio. - Te mogą być?
Emma kiwnęła głową, a Jack położył broń na stoliku i podszedł do innej skrzyni, po czym wyciągnął z niej amunicję.
-Hej, Jack... - zagadnęła, a on podniósł na nią wzrok. - Mógłbyś dać mi więcej amunicji niż ostatnio?
Zmarszczył brwi, patrząc na nią czujnie. Emma czuła, że chłopcy za jej plecami także ją obserwują. Włożyła ręce do kieszeni płaszcza, żeby nikt nie widział jak zaciska je w pięści.
-Tak, żeby starczyło na tydzień. - dodała, a Jack zmarszczył brwi jeszcze bardziej.
-Na tydzień? Po co ci tak dużo? - zapytał podejrzliwie, prostując się. Emma zaklęła w myślach.
-Ostatnio miałam małą akcję z.. - głos jej się załamał, gdy próbowała wymówić imię siostry. Zamknęła oczy na sekundę, uspokajając się. Czuła pulsowanie w głowie, a jej myśli pędziły jak szalone. - Rose. Wydaje mi się, że zwabiłyśmy kilka Pożeraczy, więc pomyślałam, że przez jakiś czas nie będę tu przychodzić. Wiesz, aż sytuacja się nie uspokoi.
Kłamstwo bolało. Z każdym słowem w serce Emmy wbijał się odłamek lodu. Jack spojrzał na nią podejrzliwie, ale po chwili tylko westchnął zmęczony i znów pochylił się nad skrzynią. Emma miała ochotę przytulić się do niego, tak jak to robiła jako mała dziewczynka. Miała ochotę płakać i krzyczeć, tak jak kiedyś by pozbyć się koszmarów. Okłamywanie Jacka było jednym z najgorszych przeżyć Emmy, ale nie mogła zrobić niczego innego. Tylko kłamstwem mogła go ochronić.
Jack wyjął płócienny woreczek wielkości dwóch pięści i podrzucił go, a w środku zabrzęczały magazynki z nabojami. Podał jej amunicję i broń, a ona schowała to wszystko do pełnego plecaka, kryjąc jego zawartość przed oczami Jacka.
-Dzięki. - powiedziała, sięgając do małej kieszonki plecaka. Jack wiedział, że chciała mu zapłacić, więc pokręcił głową.
-Daj już spokój. Wiesz, że nie jesteś mi nic winna. Lepiej zmykaj już do domu. - powiedział, a ona uśmiechnęła się, czując w sercu jeszcze większy ból. Dlaczego musiał jeszcze bardziej utrudniać jej odejście? Z każdą kolejną chwilą miała coraz większą ochotę, by zostać z nim, Sophie i dzieciakami już na zawsze.
-Dobra, dobra. Ale miałam coś przynieść bliźniakom, prawda? - rzuciła i wstała, trzymając w rękach misia i autko. Jack zaśmiał się, kręcąc głową. Emma zobaczyła ponad jego ramieniem wzrok blondyna, który patrzył na zabawki z zaciekawieniem. Ciemnowłosy natomiast znów nie przejawiał zainteresowania sytuacją i chodził wzdłuż stołów, przeglądając różne towary. Podniósł siekierę, zamachnął się, po czym wzruszył ramionami i odłożył ją na miejsce.
-Rany, co ja z tobą mam. - westchnął Jack, biorąc od niej zabawki i przyglądając się im z uśmiechem. Gdy tak na niego patrzyła, czuła jak na jej sercu pojawia się tysiąc rys.
-Mam nadzieję, że spodobają się Chrisowi i Lottie. - wykrztusiła ledwo słyszalnym głosem. W wyobraźni zobaczyła twarze bliźniaków, ich szczere uśmiechy i błyszczące oczy. Niemal widziała oczami duszy jak na jej sercu pojawiają się kolejne pęknięcia.
-Na pewno. - rzucił Jack, odkładając zabawki na stolik. Emma podniosła wzrok, czując łzy napływające jej do oczu i napotkała spojrzenie ciemnowłosego. Patrzył na nią z drugiego końca pokoju i marszczył brwi. Odwróciła pośpiesznie wzrok i znów spojrzała na Jacka.
-Będę się zbierać. - powiedziała, a on kiwnął głową. Naprawdę nie chciała odchodzić. Nie chciała tak się z nim rozstawać. Nie chciała odchodzić bez pożegnania z nim i Sophie. Nie chciała zostawiać bliźniaków. Tak bardzo chciała zostać z nimi już na zawsze.
Pomachała blondynowi na pożegnanie, ignorując ciemnowłosego, który także ją zignorował i wyszła, widząc jeszcze jak blondyn jej odmachuje. Jack ruszył za nią i milczał aż nie doszli do drzwi. Tam stanął twarzą do niej i uśmiechnął się, a w jego oczach widziała tak dobrze jej znaną dumę i radość z tego, że jest cała i zdrowa.
Chwycił ją w objęcia, niemal wyciskając jej powietrze z płuc. Poczuła znajomy zapach mydła, smaru i metalu i niemal od razu poczuła się bezpiecznie. To był zapach Jacka. Zapach domu. Jack zajął miejsce jej ojca, którego prawie nie pamiętała, a Sophie miejsce jej matki. Żadne dziecko nie chciałoby zostawiać rodziców. Emma także nie chciała.
-Cieszę się, że nic ci nie jest. Naprawdę się wystraszyłem, gdy rano nie przyszłaś. Pomyślałem, że coś mogło się stać Tobie lub Rose. - powiedział, a ona czuła łzy gromadzące się w kącikach jej oczu. - Teraz mi ulżyło. Dziękuję, że tak wytrwale bronisz Rose i nas.
Tego było dla niej za wiele. Jack pocałował ją w czubek głowy, pokazując jej tym gestem całą swoją miłość i dumę. I w tym właśnie momencie jej serce pękło na tysiąc kawałków, których już nigdy nie będzie mogła znaleźć i poskładać w jedno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz