Emma podążała za ludźmi w kurtkach z charakterystycznymi opaskami na ramionach, rozglądając się wokoło z nieskrywaną ciekawością. Było ich zaskakująco wielu i ciągle dochodzili nowi, wyłaniając się z bocznych uliczek i dołączając do pochodu. Było niemal tak, jakby z każdego domu wyszedł przynajmniej jeden żołnierz. Emma przypomniała sobie słowa Luke'a o tym, że aby zostać w Strefie trzeba się było jej przysłużyć. Zdała sobie sprawę, że wszyscy żołnierze tutaj mogliby z łatwością zostać odprawieni na powierzchnie, gdyby tylko odeszli z armii. To tłumaczyło chmurne spojrzenia na twarzach części żołnierzy, jakby sami właśnie w tej chwili o tym myśleli.
Emma westchnęła, przelotnie myśląc o Jimie i Mary, których bardzo niechętnie zostawiła w domu samych. Jim w końcu nie mógł wytrzymać jej pytań czy dadzą sobie radę i dosłownie wyrzucił ją z domu. Przez drzwi powiedział jej jeszcze, że jeśli nie zda porządnie sprawdzianu, może zapomnieć o powrocie. Niemal słyszała w jego głosie wyzwanie i kpinę, jakby chłopak cieszył się na samą myśl o jej porażce. Na samo wspomnienie tego miała ochotę udusić małego bachora.
W tłumie Emma prócz żołnierzy widziała także kilku ludzi bez kurtek i zdała sobie sprawę, że to pewnie inni początkujący kadeci. Stanowili znaczną mniejszość pochodu i Emma zastanowiła się, czy to dlatego, że tutaj zwykle jest mało chętnych, którzy chcieliby zaciągnąć się do armii, czy dlatego, że tak nagle zamknięto nabór. Nowi kadeci szli rozglądając się wokoło, niektórzy z wrogimi minami, inni z ciekawskimi, a jeszcze inni pełni strachu.
Szli, kierując się w stronę górującego nad pozostałymi budynku, który Emma widziała, gdy przybyła do Strefy. Najwyraźniej to tam miał odbyć się sprawdzian. Wciąż nie wiedziała, na czym on będzie polegał, ale czuła ekscytację na samą myśl o tym, co ich czeka.
Wczoraj padła niemal od razu, ledwo dotknęła łóżka, które po wielu niewygodach jakich doznała w podróży wydało jej się niebem. Spała tak dobrze, że gdy tylko rano otworzyła oczy, bała się, że zaspała, ale Jim, który już od dawna był na nogach, oznajmił jej, że dopiero szósta. Gdy Emma wstała, by zobaczyć co z Mary, odkryła, że mała jeszcze śpi z miną tak niewinną, że Emmie aż krajało się serce. Wreszcie mogła odpocząć. Wreszcie mogła spać spokojnie, nie obawiając się potworów czyhających na zewnątrz. Na samą myśl czuła tak ogromną ulgę, że aż chciało jej się płakać.
Gdy dotarli do budynku w którym miał odbyć się sprawdzian, Emma zobaczyła jeszcze więcej ludzi z opaskami. Stali w grupkach, albo samotnie, przyglądając się wszystkim wokoło. Emma rozejrzała się, starając się wypatrzeć jakąś znajomą twarz, gdy jej uwagę przykuła zbita grupka żołnierzy, mniej więcej w jej wieku, którzy stali dalej od innych, w cieniu rzucanym przez budynek. Otaczali kogoś w środku i Emma słyszała stamtąd chichoty i jakieś urywane wypowiedzi. Nie wiedzieć czemu, grupka ta w jakiś sposób ją zaniepokoiła.
Ruszyła w tamtą stronę wbrew zdrowemu rozsądkowi, który podpowiadał jej, żeby trzymała się z daleka od kłopotów. Coś jednak nie dawało jej spokoju, gdy na nich patrzyła i chciała się dowiedzieć co to takiego. Gdy była już kilka kroków od nich, zarejestrowała, że to grupka pięciu chłopaków i dwóch dziewczyn w jej wieku, którzy otaczali ciasnym kręgiem małą postać w środku. Emma dostrzegła blond włosy i przestraszone, brązowe oczy, które tak bardzo przypomniały oczy Rose, że to aż bolało.
Kate podchwyciła spojrzenie Emmy i w jej oczach pojawiła się iskierka nadziei. Emma wyraźnie mogła odczytać z jej twarzy prośbę o ratunek. Westchnęła, nie do końca wiedząc dlaczego miałaby pomagać dziewczynie, którą poznała wczoraj i która wydawała jej się jakaś dziwna. Nie mogła się jednak już wycofać, bowiem chłopak stojący dokładnie naprzeciwko Kate dostrzegł jej spojrzenie i obejrzał się przez ramię na Emmę. Dziewczyna z zaskoczeniem stwierdziła, że to ten sam chłopak, którego widziała wtedy z Kate przed Strefą. Tak jak wtedy, chłopak rzucił jej wrogie spojrzenie, jakby chciał powstrzymać ją wzrokiem od mieszania się w nie swoje sprawy. Spojrzała na Kate, starając się zadać jej nieme pytanie. Czy on nie był razem z tobą w grupie? Nie był twoim przyjacielem? Kate jednak odwróciła wzrok, jakby wstydziła się odpowiedzieć.
-Masz jakiś problem? - zapytał chłopak, teraz już stojąc przodem do Emmy i patrząc na nią spode łba. Miał ciemnoblond włosy i szare oczy, przywodzące na myśl burzowe chmury. Stał prosto, z uniesioną głową, gdy mierzyła go wzrokiem i starała się ignorować wrogie spojrzenia, które jej rzucał i które zdawały się prosić o pretekst do bójki.
-Kate, co ty wyprawiasz? Miałyśmy się spotkać przed moim domem. Nie przypominam sobie, żebyś się umawiała z kimś innym. - rzuciła, ignorując chłopaka, na którego twarzy pojawił się grymas. W oczach Kate i pozostałych zobaczyła zaskoczenie i niezrozumienie, które pojawiło się, gdy nie mieli pojęcia o czym Emma mówi.
-No, chodź. Zaraz zaczyna się sprawdzian. - warknęła, trochę za ostro, a Kate jak rażona piorunem, drgnęła i pośpiesznie wstała, a osłupiali żołnierze, nawet nie zareagowali, gdy minęła ich i stanęła za Emmą, jak za tarczą. Małe przedstawienie, a jakie skuteczne, pomyślała z ulgą Emma.
Dziewczyna już miała się odwrócić i odejść, gdy blondyn pojawił się przed nią, niemal stając z nią nos w nos, ze złością malującą się w szarych oczach. Patrzył na nią z góry, podczas gdy ona starała się z całej siły zachować spokój. Bójka w pierwszy dzień nie była dobrym pomysłem.
-Mam nadzieję, że masz bardzo dobry powód, by przeszkadzać nam w rozmowie. - rzucił z wrogim uśmiechem i iskierkami podekscytowania w oczach. Niemal widziała nad nim jasny komunikat mówiący "No dalej, uderz mnie".
-Rozmowie? Jak dla mnie było to coś, co pospolicie nazywa się "nękaniem". - odparła, czując na sobie spojrzenie Kate, która najwyraźniej chciała jakoś jej pomóc i wydostać je stąd, ale nie miała pojęcia jak to zrobić. W co ja się wmieszałam, pomyślała Emma, wzdychając w duchu.
-A gdzież tam. Niewinna pogawędka, prawda, Kate? - chłopak spojrzał za plecy Emmy, a Kate zadrżała lekko. Emma widziała kątem oka, jak dziewczyna zaciska pięści, ale nie wiedziała, czy to ze złości, czy może ze strachu.
-Więc nic się nie stanie, jeśli kontynuujecie ją kiedy indziej, prawda? - zapytała Emma niewinnie, a chłopak znów spojrzał na nią płonącym wzrokiem. Uśmiech powoli rozlał się na jego twarzy, niczym cicha groźba, zwiastująca nadchodzący kataklizm. Niemal czuło się napięcie, które krążyło między nim a Emmą i dziewczyna miała wręcz wrażenie, że może je dotknąć, takie było intensywne.
Chłopak prawie na pewno by ją uderzył, gdyby nie głos, który rozległ się za Emmą.
-Co się tutaj dzieje? - warknął ktoś, a Emma omal nie upadła z ulgi, jaką poczuła na dźwięk tak dobrze jej znanego, wiecznie rozdrażnionego głosu. Odwróciła się i spojrzała na Willa, który stał jakieś trzy kroki od niej i mierzył całą ich grupkę lodowatym spojrzeniem.
Gdy jego wzrok spoczął na Emmie, jego oczy pociemniały z rozdrażnienia.
-Znowu ty. Mogłem się domyślić. - syknął, a Emma nie mogła powstrzymać uśmiechu, który wstąpił jej na twarz. Mimo iż jego złość jak zawsze ją irytowała, teraz czuła ulgę, że go widzi. Rzucił jej zniesmaczone spojrzenie, po czym wbił wzrok w blondyna.
-No i oczywiście Preston. Dzień bez bójki to dzień stracony, co? - zagadnął lodowatym tonem, a chłopak stojący za Emmą tylko prychnął w odpowiedzi. Emma niemal mogła sobie wyobrazić jego prowokujące spojrzenie.
-Sprawdzian się zaczyna. Wracać do środka. - rozkazał Will i ku zaskoczeniu Emmy wszyscy go posłuchali. Nawet blondyn, włożywszy ręce do kieszeni spodni, minął ją i warcząc, żeby lepiej nie wchodziła mu w drogę, ruszył za swoimi znajomymi, po chwili znikając w budynku. Tylko Kate nie ruszyła się z miejsca z niepewną miną, jakby nie wiedziała, czy może zostać.
Will spojrzał na Kate i Emmę, jakby chciał z ich twarzy wyczytać co tutaj zaszło, po czym odwrócił się i bez słowa ruszył w stronę budynku. Emma dopiero teraz zauważyła, że ludzie w opaskach i nowi kadeci zniknęli w środku, zapewne szykując się do sprawdzianu.
-Pośpieszmy się. - rzuciła Emma, karcąc się w myślach za swoją nieuwagę. Jeszcze tego brakuje, żeby spóźniła się na sprawdzian. Najpierw kłótnia, później spóźnienie. Piękny początek, Emmo, pomyślała wkurzona.
Słyszała za sobą Kate, która dreptała niepewnie kilka kroków za nią. Will zdążył już zniknąć w budynku i Emma mimo wcześniejszej ulgi, którą poczuła na jego widok, teraz miała ochotę nakrzyczeć na niego, że na nie nie zaczekał. Nie musiał być draniem dwadzieścia cztery na dobę, pomyślała jeszcze bardziej rozdrażniona.
-Przepraszam, że cię w to wmieszałam. - Emma aż się wzdrygnęła, gdy usłyszała za sobą głos Kate. Zwolniła, patrząc na nową koleżankę przez ramię i zdziwiła się, widząc jak bardzo zmartwioną minę ma drobna dziewczyna. Najwyraźniej źle odebrała chmurną minę Emmy i myślała, ze dziewczyna złości się na nią. Owszem, była trochę zła, ale bardziej cieszyła się, że Kate nic nie jest. W jakiś sposób, czuła, że gdyby ją tam zostawiła i jej nie pomogła, bardzo by później żałowała. Kate wydawała się jej taka mała i niepewna, jakby przez cały czas starała się schować przed wzrokiem innych ludzi. No i tak bardzo przypominała jej Rose, że Emma podświadomie miała ochotę ją chronić.
Wchodziły już po schodach budynku i Emma z ulgą stwierdziła, że ludzie ciągle stoją w grupkach, co oznaczało, że zbiórka się jeszcze nie zaczęła.
-Nic się nie stało. Cieszę się, że mogłam pomóc. - rzuciła Emma do Kate, a ta uśmiechnęła się słabo. Wyglądała, jakby chciała się jej z czegoś zwierzyć, ale ostatecznie porzuciła ten pomysł i tylko spojrzała na nią, swoimi dużymi, brązowymi oczami.
-W każdym razie bardzo ci dziękuję. - powiedziała niemal szeptem, a Emma uśmiechnęła się, czując jej zdenerwowanie. Najwyraźniej nie była przyzwyczajona do rozmów z innymi. To jednak dało Emmie do myślenia. Czyżby takie sytuacje zdarzały się wcześniej? Czyżby ten chłopak, nękał ją nie pierwszy raz? Rozejrzała się po sali i zobaczyła, że nikt na nich nie patrzy, nikt nie podchodzi do Kate. Spojrzała na swoją towarzyszkę, która wbijała wzrok w ziemię. Czy ta mała, krucha dziewczyna nie miała tu żadnych przyjaciół?
Już miała o to zapytać, gdy nagle na sali rozległ się pojedynczy odgłos gongu, który mimo wcześniejszej wrzawy, skutecznie wszystkich uciszył. Ludzie zaczęli spoglądać na wielkie schody, znajdujące się na drugim krańcu holu, prowadzące na wyższe kondygnacje budynku.
Emma spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła piątkę mężczyzn ubranych w czarne mundury, z czerwonymi akcentami, którzy stanęli w rzędzie i patrzyli na stojących przed nimi żołnierzy. Na ramieniu każdego z nich widniały opaski ze skrzydłami, a na piersi różnorodne odznaczenia upamiętniające ich osiągnięcia w armii. Na lewej stronie, idealnie nad sercem Emma widziała u nich pojedynczą, złotą odznakę przedstawiającą górski szczyt i słońce.
Mężczyzna stojący na środku, mogący mieć trzydzieści parę lat, z brązowymi włosami, obciętymi po wojskowemu, ciemnymi, zielonymi oczami i delikatnymi zmarszczkami wokół oczu i ust, przebiegł wzrokiem po każdej twarzy na sali, po czym przemówił donośnym, stanowczym głosem:
-Witam wszystkich zebranych. Nazywam się West i będę jednym z obserwatorów, nadzorujących wasze dzisiejsze wyczyny. Dajcie więc z siebie wszystko i udowodnijcie, że jesteście gotowi wstąpić do armii i poświecić się walce z potworami, które tak nagle odebrały nam nasz świat i zmusiły do chowania się w podziemiach niczym szczury. - znów zmierzył wzrokiem wszystkich zebranych, jakby chciał z ich twarzy wyczytać na co ich stać. W jego oczach Emma widziała inteligencję i siłę, oraz lata służby, podczas której widział więcej, niż oni wszyscy razem wzięci. Emma znów poczuła podniecenie na myśl o tym co ją czeka. To był początek jej nowego życia. Bez uciekania. Bez chowania się i modlenia o lepsze jutro. Koniec ze słabością i łzami. Będzie walczyć i pokaże wszystkim, na co ją stać.
-Także bez dalszych wstępów - mężczyzna uśmiechnął się, jakby także nie mógł się doczekać dzisiejszego testu, po czym z płonącym wzrokiem obwieścił to, na co Emma czekała. - sprawdzian umiejętności czas zacząć.
* * *
Kazano im się ustawić w rzędach, a Emma po raz kolejny z zaskoczeniem zauważyła, jak wielu jest tutaj żołnierzy. Ledwo co mieścili się w obszernym holu budynku. Emma widziała wielu ludzi w swoim wieku, ale znaczną większość stanowili dorośli, poznaczeni bliznami i okrucieństwem świata, którzy stali nieruchomo pośród młodych, niezachwiani i silni.
Gdy już uporano się z ustawieniem, jeden z piątki mężczyzn - którzy okazali się głównymi generałami dowodzącymi - ten stojący najbardziej po lewej Emmy, który przedstawił się jako Dashner, także koło trzydziestki, zrobił krok w przód, spojrzał na kartki trzymane przez siebie w ręce, a później na stojących przed nim żołnierzy.
-Zostaniecie teraz przydzieleni do poszczególnych sektorów testowych. Po wyczytaniu waszego nazwiska, skierujcie się we wskazane miejsce. - powiedział i przeniósł wzrok na kartki, zaczynając wyczytywać nazwiska, a wspomniani żołnierze ruszali w stronę różnorakich korytarzy, oznaczonych małymi kartkami, mówiącymi o teście odbywającym się w środku.
Emma patrzyła za wychodzącymi, starając się wypatrzyć kogoś znajomego.
-William Chase. Strzelnica. - przeczytał w którymś momencie generał Dashner, a Will, który stał dwa rzędy przed Emmą wystąpił z szeregu i ruszył w stronę korytarza po prawej. Nie zaszczycił nikogo spojrzeniem, a Emma z rozdrażnieniem stwierdziła, że nawet teraz musi zachowywać się jak król. Gdy wychodził, kilka osób rzuciło mu albo zlęknione, albo pełne szacunku spojrzenie. Tak jak Emma wcześniej myślała, musiał być tu kimś znanym i nie tyle nielubianym, co budzącym zbyt duży respekt, który powodował u innych obawę przed zbytnią poufałością.
-Lucas Cordel. Strzelnica. - Emma przeniosła wzrok na Luke'a, który wystąpił z tego samego szeregu co Will i ruszył we wskazanym kierunku, a po drodze kilka osób zaczepiło go, by życzyć mu powodzenia. Emmę znów zaskoczyło to, jak bardzo lubiany jest Luke. W sumie nic dziwnego, pomyślała z rozbawieniem. Jego spojrzenie padło na Emmę i twarz chłopaka rozjaśniła się w uśmiechu. Pomachał jej, a kilka osób obejrzało się, by sprawdzić kto wywołał u niego taką reakcję. Emma pomyślała, że to w jakiś sposób zawstydzające, ale i tak odmachała blondynowi, który po chwili zniknął w korytarzu prowadzącym na strzelnicę.
-Elizabeth Harris. Teoria. - kontynuował Dashner, a znajoma rudowłosa dziewczyna wystąpiła z pierwszego szeregu i z pełnym wyższości uśmieszkiem ruszyła do korytarza po lewej. Gdy przechodziła, Emma podchwyciła jej spojrzenie i zobaczyła w nich kpiący błysk. W tym momencie dałaby wszystko, by złamać Liz rękę i wsadzić ją jej do gardła. Gdy szła, ludzie - w większości mężczyźni - podążali za nią płonącym spojrzeniem. Emma znów poczuła ukłucie zazdrości, ale szybko je od siebie odrzuciła.
-Scott Preston. Walka wręcz. - spojrzała na blondyna z wcześniej, który stał w tym samym rzędzie co ona. Chłopak uśmiechał się szeroko, gdy szedł do wskazanego korytarza, jakby nie mógł marzyć o lepszym przydziale. Emma widziała w jego szarych oczach zadziorny błysk i z jakichś powodów pomyślała, że nie chce trafić do tego samego przydziału co on. Wyglądał na naprawdę podekscytowanego, jakby wprost nie mógł się doczekać aż będzie mógł się z kimś pobić i Emma dopiero teraz zwróciła uwagę na twarde mięśnie malujące się pod jego koszulką. Może tyle razy mieszał się w bójki, że aż wyrobił sobie mięśnie, pomyślała Emma na wpół żartem, na wpół ze zgrozą.
-Kate Murphy. Tor przeszkód. - stojąca obok Emmy Kate jęknęła i wystąpiła z szeregu, wlokąc się w stronę korytarza znajdującego się obok schodów na których stał generał Dashner. Reszta nadzorujących już rozeszła się do poszczególnych korytarzy, by oceniać żołnierzy i teraz w holu został tylko generał Dashner i żołnierze czekający na przydział. Kate wyglądała na naprawdę przybitą, gdy sunęła do wyznaczonego korytarza i Emma mimowolnie życzyła jej w myślach powodzenia.
Generał wyczytał kolejne nazwiska, których Emma nie znała, a kolejne obce twarze ruszały do wskazanych sal. Emmę aż rozpierała energia, gdy tak czekała na swoją kolej.
-Theodore Radley. Walka wręcz. - przeczytał generał Dashner, a w jego głosie Emma usłyszała sceptycyzm i rezygnację. Rozejrzała się, ale nikt nie wystąpił z szeregu. Kilka osób rzuciło osobom obok szyderczy uśmiech, a Emma zastanowiła się, o co chodzi. Nie przyszedł na sprawdzian? Czy to nie oznaczało, że musiał czekać na kolejny termin? Ale wydawało się, że wiele osób wie o kogo chodzi, więc musiał być tu już wcześniej. Więc czemu się nie pojawił?
Generał westchnął i napisał coś na kartce, po czym kontynuował. Nie było więcej nieobecnych i przydział szedł szybko, a Emma aż podskakiwała w miejscu z niecierpliwości, z tyłu umysłu rejestrując nazwisko chłopaka, który się nie pojawił, aby później zapytać o niego Kate, albo Luke'a.
-Emma Davis. Tor przeszkód. - przeczytał wreszcie generał, a Emma wystąpiła naprzód i żwawym krokiem ruszyła w stronę korytarza, za którym zniknęła Kate. Po drodze napotkała kilka ciekawskich spojrzeń i krzywych uśmieszków, ale je zignorowała.
Ruszyła korytarzem, słysząc za sobą generała Dashnera, wyczytującego kolejne nazwiska. Po kilkunastu krokach doszła do schodów oświetlonych pochodniami. Prowadziły daleko w dół i wywołały na jej skórze dreszcz podniecenia. Zbiegła nimi po kilka stopni na raz i gdy znalazła się w sali treningowej, aż stanęła jak wryta.
Znajdowała się w ogromnym pomieszczeniu, mogącym pomieścić chyba dwa samoloty pasażerskie. Była to bardziej grota niż sala, na sklepieniu widziała chropowate skały, które wyglądały jak zęby jakiegoś dzikiego zwierzęcia oraz reflektory porozwieszane pomiędzy nimi, aby oświetlały całe pomieszczenie. Emma ciągle nie miała pojęcia skąd brali energię, ale to było przecież niemożliwe, żeby oświetlić całe miasto, a także grotę, taką jak ta. A były przecież jeszcze inne pokoje testowe.
Przed sobą widziała żołnierzy, którzy albo się rozciągali, albo znikali pod małym przejściem, które prowadziło do ogromnego toru przeszkód. Emma widziała rury, które wyglądały jak szkielet wieżowca, żywcem wyciągniętego z ziemi, drewniane bele powbijane w ziemię na wysokości kilkudziesięciu metrów, siatki, wyglądające niczym ogromne pajęczyny, liny i materace, a to i tak pewnie nie było wszystko, bo tor ciągnął się przez całą długość groty. Na jego różnych etapach Emma widziała żołnierzy, którzy albo bardzo szybko, albo mozolnie pokonywali poszczególne poziomy.
Emma uśmiechnęła się wbrew sobie i podeszła do generała, który wcześniej przedstawił się jako Parker. Miał około czterdziestu lat, krótkie, ciemne włosy i niebieskie oczy o tak jasnym odcieniu, że sprawiały wrażenie zdolnych przejrzeć wszystkie twoje myśli. Stał przy wejściu na tor, trzymając w rękach kartki z nazwiskami.
Dał znak stojącemu przy wejściu na tor chłopakowi, a ten ruszył natychmiast, po chwili znikając Emmie z oczu. Wtedy generał Parker podniósł dłoń, patrząc w stronę, gdzie kończył się tor, zapewne dając znak jakiejś osobie, której Emma nie widziała, po czym spojrzał na dziewczynę, a potem na kartki w swoich dłoniach.
-Nazwisko? - zapytał, przeglądając listę.
-Emma Davis. - odparła, cała płonąc w środku. Generał spojrzał na nią kątem oka i uniósł brew.
-Zdenerwowana? - zagadnął, patrząc jak dziewczyna niemal siłą powstrzymuje się od skakania w miejscu. Chciała już zaczynać. Mimo słabego zdrowia uwielbiała sport i wysiłek fizyczny. Pokręciła energicznie głową.
-Podekscytowana. - rzuciła, a on uniósł brwi jeszcze wyżej. Patrzył na nią przez chwilę, po czym nieoczekiwanie się uśmiechnął, a w jego jasnych oczach rozbłysły iskierki zainteresowania.
-No proszę, jak miło. W takim razie przejdźmy do rzeczy. - kiwnął głową w stronę toru. - Jak już się pewnie domyśliłaś, twoim zadaniem jest przejście przez tor z jak najlepszym czasem. Sprawdzamy twoją kondycję i szybkość. Możesz wyprzedzać innych, jeśli ich dogonisz. Na końcu czeka ktoś, kto zapisze twój czas, więc po wyjściu kieruj się w jego stronę. Tor jak zauważyłaś jest ogromny, więc łatwo można zboczyć z trasy. Kieruj się czerwonymi oznaczeniami, a wszystko będzie dobrze.
Spojrzał na nią uważnie, jakby chciał samym spojrzeniem sprawdzić jak sobie poradzi.
-Nie potrzebujesz rozgrzewki? - gdy pokręciła głową zniecierpliwiona, znów się uśmiechnął, po czym wskazał brodą miejsce, z którego wystartował wcześniej chłopak. - W takim razie zaczynajmy.
Emma ustawiła się we wskazanym miejscu i spojrzała na generała, który odhaczył coś w swoich notatkach, po czym spojrzał na nią i gdy dziewczyna poczuła falę adrenaliny wybuchającą w niej niczym gejzer, dał znak, a ona ruszyła nie oglądając się za siebie.
***
Pierwsze były rury, które rozciągały się w różnych kierunkach, starając się ją spowolnić. Ona jednak sprawnie przemykała między nimi, czując jak rozpiera ją energia. Musiała ją wykorzystać, puki miała jeszcze siły. Wiedziała, że gdy opadną i nadejdzie ból, nie da rady zdobyć się na jakikolwiek ruch. Schylała się i skakała nad rurami, nie zatrzymując się ani na chwilę. Mimo iż las zardzewiałego metalu zdawał się rozszerzać wokół niej, starała się podążać wyznaczoną trasą. Czerwone plamy farby rejestrowała tylko kątem oka, gdy biegła przed siebie, omijając metalowe przeszkody.
W końcu wypadła z labiryntu rur i znalazła się przed schodami. Wbiegła na nie po dwa stopnie, a gdy znalazła się na górze, zobaczyła przed sobą sześciometrową przepaść i ścieżkę z powbijanych w ziemię kłód. Sterczały z ziemi jak palce i jeden mógł spokojnie pomieścić dwie osoby. W dole widziała materace, które w razie czego miały amortyzować upadek. Mimo wszystko wolała nie upewniać się, czy aby na pewno ją uratują jeśli spadnie. Emma widziała dwójkę żołnierzy, którzy stali w różnych odległościach od siebie i z lękiem patrzyli w dół z drewnianych palców. Lęk wysokości, pomyślała Emma, rozpędzając się i skacząc na pierwszą kłodę i wykorzystując rozpęd by skoczyć na kolejną. Minęła dwójkę przestraszonych żołnierzy i starając się nie myśleć o sześciometrowej przepaści.
Przypomniała sobie, skacząc teraz z palca na palec, że gdy miała może sześć lat, a świat nie został jeszcze opanowany przez potwory, jej tata zabrał ją do parku linowego. Był to park urządzony typowo dla młodszych dzieci, a platformy na drzewach sięgały co najwyżej na dwa metry. Mimo to, Emma pamiętała, że w pewnym momencie zatrzymała się na platformie, na środku parku i za nic nie chciała ruszyć dalej. Nogi jej się trzęsły tak bardzo, że bała się, że gdy tylko zrobi krok, spadnie w przepaść, która w tamtym momencie wydawała jej się ogromna. Tkwiła więc wszczepiona w pień drzewa, zaciskając kurczowo powieki i pochlipując żałośnie. Wtedy usłyszała pod sobą śmiech taty, który szedł razem z nią, tylko że na ziemi, a nie po platformach. Uchyliła odrobinkę jedno oko, aby zobaczyć, co tak rozśmieszyło ojca. Mężczyzna patrzył na nią i zaśmiewał się do rozpuku.
-Czyżby moja odważna dziewczynka bała się ruszyć? Taka mała wysokość, a tak bardzo cię przeraża? A co z drzewami na które wspinasz się w domu? One też cię tak przerażają? - mówił, a ona czuła, jak jej dziecięca duma zaczyna płonąć w jej małym ciałku. Patrzyła na tatę gniewnie z platformy, podczas gdy on z szerokim uśmiechem podpierał się pod boki i patrzył na córkę niemal wyzywająco. - No dalej. Nie zabiorę cię na lody, jeśli nie ruszysz.
Wtedy Emma pod wpływem jakiegoś dziwnego impulsu zacisnęła zęby i już bez patrzenia w dół, przeszła cały park linowy, a na koniec zdziwiła się, gdy spojrzała na platformę z której zeszła i zdała sobie sprawę, jak nisko się znajdowała. Później dostała odznakę dzielnego malucha i lody od taty, które przyjęła z obrażoną miną. Ojciec jednak tylko się zaśmiał i poczochrał ją po włosach, mówiąc, że wiedział, że sobie poradzi i że po prostu potrzebowała małej zachęty.
Teraz, gdy biegła po drewnianych palach wbitych w ziemię, myślała o tym, że tak naprawdę odległość do ziemi jest znacznie większa z góry. Gdy zejdzie się w dół, zrozumie się, że to co wydawało nam się ogromne i niebezpieczne, tak naprawdę jest zaskakująco małe i niegroźne. Z tą myślą biegła, aż w końcu stanęła na twardym betonie, oznajmiającym koniec przeszkody.
Kolejnym etapem była naciągnięta mocno gruba siatka, po której trzeba było przejść dobre dwieście metrów, by dostać się na twardy grunt. Emma poczuła iskrę strachu, ale szybko się otrząsnęła, wbiegając na siatkę. Wystarczy przebiec, mówiła sobie w duchu, prąc naprzód.
Wszystko szło dobrze, puki jej noga nie wpadła w dziurę i Emma z cichym okrzykiem strachu runęła na siatkę. Poczuła lekki ból i panikę, zakradającą się do jej głowy. Z bijącym głośno sercem wyplątała nogę z dziury i wznowiła bieg. Na szczęście noga jej nie bolała, gdy biegła, co oznaczało, że nie nabawiła się żadnej poważnej kontuzji. Podczas biegu czuła tylko lekkie pulsowanie w ranie postrzałowej, która wydawała jej się już tylko niemiłym wspomnieniem. Mimo to przed wyjściem z domu łyknęła kilka tabletek przeciwbólowych, obawiając się, że ból mógłby się nasilić w trakcie sprawdzianu.
Dotarła na drugą stronę i spojrzała na liny zwieszające się z sufitu. Były od niej oddalone i zrozumiała, że musi skoczyć, uczepić się jednej i przelecieć na drugą stronę. Obok niej na platformie stała dziewczyna, która miała zamknięte oczy i najwyraźniej modliła się o bezpieczny lot. Była blada jak ściana i kurczowo to zaciskała, to rozluźniała pięści w nerwowym tiku.
Emma przełknęła ślinę, znów patrząc w przepaść wypełnioną materacami. Spojrzała przed siebie, ale nie była w stanie określić, ile jeszcze etapów było przed nią. Wzięła rozbieg i skoczyła wyłączając krzyk strachu, który rozbrzmiał jej w głowie. Przez chwilę spadała bezwładnie, a gdy chwyciła linę, wszczepiła się w nią z całych sił i patrzyła jak zbliża się do betonowej platformy, na którą ma skoczyć. Może to tylko jej wyobraźnia, ale zdawało jej się, że platforma jest o wiele dalej, niż na początku myślała. Wstrzymała oddech i puściła, by przelecieć kawałek, a po chwili przeturlać się po twardym betonie. Wstała, wypuściła powietrze z płuc, drżąc na całym ciele, po czym odwróciła się i spojrzała na dziewczynę, która wciąż stała w miejscu, z zamkniętymi oczami. Nie zapowiadało się na to, by szybko miała się ruszyć, więc Emma wznowiła bieg.
Czuła pot spływający po niej strużkami, gdy dobiegała do następnego etapu. Była to pochylnia, która wyglądała jak zjeżdżalnia w zamku dmuchanym, z której co jakiś czas wyrastały półtorametrowe kwadraty. Emma usiadła, wzięła głęboki oddech i ześlizgnęła się w dół, starając się tak manewrować ciałem, by nie wpaść na żadną przeszkodę. Szybko nabrała szybkości, a pęd sprawiał, że w uszach słyszała świszczenie, ale jakimś sposobem ta jazda strasznie jej się podobała. Lubiła szybkość.
Udało jej się ominąć wszystkie przeszkody i tylko raz tak się obróciła, że koszulka podjechała jej w górę, tym samym odkrywając gołą skórę, i Emma pod wpływem prędkości przejechała nią po pochylni, zostawiając na biodrze piekący ślad.
Gdy w końcu wylądowała na dole, podniosła się i już miała wznowić bieg, gdy zobaczyła Kate, która stała z rękami opartymi na kolanach i dyszała ciężko. Była zlana potem, a prowizoryczny kucyk, który zrobiła sobie przed testem, teraz był cały w nieładzie.
Emma przytruchtała do niej i położyła jej dłoń na plecach.
-Wszystko ok? - zapytała, a Kate wzdrygnęła się. Spojrzała na Emmę z zaskoczeniem.
-Emma? Co ty tu robisz? - zapytała zdumiona, ale też w jej spojrzeniu malowała się ulgą i jakaś swoboda, która dodawała jej twarzy uroku. Wyglądała tak, jakby mimo zmęczenia naprawdę cieszyła się, że widzi Emmę i dziewczyna pomyślała, że Kate częściej powinna mieć takie łagodne spojrzenie. Zdecydowanie bardziej do niej pasowało, niż lęk i niepewność, którą zwykle u niej widziała. Kate drgnęła nagle, coś sobie uświadamiając i machnęła na Emmę ręką, odprawiając ją. - Tak, ze mną wszystko dobrze. Po prostu nienawidzę sportu. Biegnij. Spotkamy się później.
Emma spojrzała na nią z zaskoczeniem, ale wtedy Kate rzuciła jej tak stanowcze spojrzenie, że dziewczyna aż się cofnęła.
-No dalej. Ja sobie poradzę. - posłała jej uśmiech, a Emma mimo ciągłej niepewności, odpowiedziała tym samym i jeszcze tylko raz obejrzawszy się na Kate, ruszyła do dalszego biegu. Mimo iż chciała zostać z dziewczyną, by dotrzymać jej towarzystwa, równie mocno chciała zakończyć sprawdzian z jak najlepszym czasem, a Kate nie wyglądała jakby szybko miała zamiar wznowić bieg.
Kolejnym etapem były małe i ciasne tunele, na które Emma się wzdrygnęła. A teraz klaustrofobia, pomyślała z jękiem, ale wczołgała się w najbliższy tunel, ignorując skurcz strachu, który pojawił się w jej żołądku. Przypomniał jej się wygląd zaułka, który prowadził do domu Jacka. Na samą myśl o swoim opiekunie, Emma poczuła ukłucie w piersi. Tak bardzo chciała go teraz zobaczyć i porozmawiać z nim. Przełknęła ślinę, odpędzając od siebie jego obraz i usilnie starając się uciszyć emocje, jakie w niej zawrzały na wspomnienie Jacka.
Pełzła w ciemności, czując jak ściany ją przytłaczają, a oddech więźnie w gardle. Z nasilającą się paniką parła do przodu, aż nie dotarła do wyjścia ciasnego tunelu. Wyczołgała się z ulgą, zauważając, że obok niej jakiś chłopak wyślizguje się z sąsiedniego przejścia. Jego twarz była zlana potem, a policzki zaczerwienione, ale mimo to Emma widziała w jego oczach determinację, gdy minął ją, po chwili znikając za zakrętem prowadzącym na kolejne etapy toru.
Ruszyła biegiem i dotarła do następnego etapu, którym były rury, lecz tym razem sterczące poziomo ze ścian. Powyżej widziała platformę do której miała dotrzeć, więc zaczęła się wspinać po chłodnych szczeblach, co chwilę waląc się w głowę, bowiem rury były naprawdę blisko siebie, a do tego rozmieszczone strasznie gęsto. Emma wspinała się, obawiając się, że spocone ręce nie zapewnią jej dobrego chwytu i że w końcu spadnie, jednak gdy jej panika osiągnęła punkt krytyczny, poczuła jak jej ręce chwytają krawędzi platformy, tym samym zapewniając jej bezpieczeństwo. Odetchnęła z ulgą, przecierając spoconą twarz i rozglądając się.
Spojrzała w dół i zobaczyła kolejne liny, tym razem zwieszające się ze ściany, więc chwyciła się jednej z nich i zaczęła odbijać się stopami, powoli zjeżdżając w dół. Ręce ją bolały i czuła pot piekący ją w oczy, ale zacisnęła zęby, powtarzając sobie, że musi wytrzymać. Ciągle w jej głowie rozlegał się głos, który mówił jej, że dzięki temu stanie się silniejsza i to dodawało jej energii. Gdy w końcu dotknęła stopami podłoża, obejrzała się zmęczona, ale gotowa na kolejne przeszkody.
Lecz ku jej zaskoczeniu, przed sobą zobaczyła tylko wyjście, podobne do tego, którym wcześniej weszła na tor. Przeszła przez nie i zobaczyła żołnierzy, którzy leżeli padnięci na chłodnej ziemi, albo opierali się o ściany, pijąc łapczywie wodę z plastikowych butelek. Emma dostrzegła mężczyznę w charakterystycznym, czarnym mundurze, którego otaczała mała grupka spoconych żołnierzy i Emma ruszyła w jego stronę na trzęsących się z wysiłku nogach. Spojrzał na nią i rzucił, chropowatym głosem:
-Nazwisko. - Emma dyszała ciężko, gdy próbowała wymówić swoje imię.
-E-m-ma Da-davis. - wysapała, a mężczyzna spojrzał w notatki i stoper trzymany w ręce, po czym przemówił pozbawionym emocji głosem.
-Szesnaście minut i dwadzieścia cztery sekundy. - Emma z zaskoczeniem przyjęła ten czas. Nie miała pojęcia, czy to dobrze czy źle. Wyraz twarzy mężczyzny nic jej nie mówił, a reszta żołnierzy była zbyt zajęta łapaniem oddechu, by zwracać uwagę na to co się wokół nich dzieje. Wydawało jej się jednak, że na torze była o wiele dłużej.
-Weź wodę i możesz ruszać do następnego punktu sprawdzającego. - mężczyzna wskazał najpierw na butelki z wodą znajdujące się w metalowych skrzyniach za jego plecami, a następnie na korytarz, który znajdował się na prawo od nich. Emma kiwnęła głową, wciąż starając się złapać oddech, po czym wzięła wodę i na drżących nogach ruszyła w stronę korytarza wskazanego przez mężczyznę w mundurze.
Tor naprawdę ją wymęczył. Czuła, jak mięśnie jej płoną, ale była zadowolona. Serce biło jej mocno, a pierś wypełniało uczucie satysfakcji. Więc tak to tutaj wygląda, pomyślała i poczuła, jak na jej twarzy pojawia się uśmiech.
Wypiła połowę wody za jednym razem, po czym odetchnęła głęboko, aż zabolało ją w piersi i wkroczyła w korytarz prowadzący do kolejnego punktu sprawdzającego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz